Gdy w listopadzie firmy Pfizer i Moderna ogłosiły, że mają skuteczne szczepionki na Covid-19, inwestorzy wpadli w euforię. Snuto wizje, że już po Nowym Roku będzie można stopniowo przywracać normalność w gospodarce i życiu społecznym. Nieliczni wskazywali, że proces szczepień nie będzie łatwy i szybki. Do sceptycyzmu skłaniały choćby wyzwania związane z transportem i przechowywaniem szczepionek Pfizera/BioNTech, wymagających bardzo niskiej temperatury. Mało kto jednak się spodziewał, że program szczepień przeprowadzany w Unii Europejskiej przyniesie tyle rozczarowań. Kraje UE wyraźnie zostały w tyle, choćby za USA i Wielką Brytanią, pod względem tempa szczepień. O ile w Stanach Zjednoczonych do 1 lutego włącznie podano 9,4 dawki szczepionek na 100 mieszkańców, a w Wielkiej Brytanii 14,9 dawki, o tyle w Niemczech 3,09 dawki, w Francji 2,47, w Niderlandach 1,6, we Włoszech 3,4, w Hiszpanii 3,58, a w Polsce 3,25. Ilość dostępnych szczepionek w UE okazała się po prostu za mała wobec potrzeb. Jak do tego doszło? Czy wina leży po stronie unijnych instytucji, które wzięły na siebie zamówienia na szczepionki? Czy też winne są koncerny farmaceutyczne, które nie potrafią podołać wyzwaniu?
Cena ważniejsza od pewności dostaw
Gdy w lutym 2020 r. prezydent USA Donald Trump starał się uspokajać opinię publiczną, by nie obawiała się „chińskiego wirusa", jego administracja już dogadywała się z firmami farmaceutycznymi co do prac nad szczepionkami. W maju Amerykanie realizowali już Operację „Warp Speed", czyli warty 10 mld USD program badań nad szczepionkami. W tym czasie unijni decydenci zastanawiali się, co robić. Przed pandemią kwestia dostaw sprzętu medycznego i lekarstw leżała poza kompetencjami Komisji Europejskiej. (Niewiele więc mogła ona zrobić, by wiosną zapobiec niedoborowi respiratorów we Włoszech i w Hiszpanii). 12 czerwca ministrowie zdrowia z 27 państw UE podpisali się pod planem przewidującym, że to KE będzie koordynować zakupy szczepionek. Według portalu Politico okazało się jednak, że Francja i Niemcy już od połowy kwietnia negocjowały z koncernem AstraZeneca kwestię dostaw szczepionek. W czerwcu zaprosiły one Włochy i Holandię do swojego Inkluzywnego Sojuszu Szczepionkowego, który ogłosił wstępną umowę na zakup 300–400 mln szczepionki AstraZeneca. To wywołało obawy wielu mniejszych krajów, że zostaną pominięte przy zakupach. 17 czerwca Stella Kyriakides, unijna komisarz ds. zdrowia, przedstawiła więc plan przewidujący, że to KE bezpośrednio będzie kupować szczepionki w ramach Nadzwyczajnego Instrumentu Wsparcia. Szczepionki miały być później rozdzielane proporcjonalnie do liczby ludności państw. W komitecie negocjującym zakupy zasiedli przedstawiciele: Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Holandii, Portugalii oraz Polski. Procesem zakupów szczepionek kierowała zaś Sandra Gallina, szefowa wydziału w DG SANTE (Dyrekcji Generalnej ds. Zdrowia i Bezpieczeństwa Żywności w KE), która wcześniej była zastępcą szefa Dyrekcji ds. Handlu i negocjatorką umowy handlowej z państwami Mercosuru.
Negocjacje z producentami szczepionek oczywiście nie były łatwe. Trzeba było ocenić na wstępnym etapie, które preparaty mogą się okazać skuteczne. Komisji zależało też na tym, by producenci ponieśli konsekwencje prawne, jeśli szczepionki przyniosą znaczące skutki uboczne. Firmy farmaceutyczne się przed tym broniły, wskazując m.in., że w USA obowiązuje prawo zwalniające je od odpowiedzialności sądowej, jeśli ich lekarstwa są wytwarzane w odpowiedzi na nowe zagrożenia epidemiczne. Negocjacje komplikowały też działania niektórych państw na rzecz krajowych producentów. Niemcy chcieli, by zamawiano więcej szczepionek produkowanych przez Pfizera i niemiecką firmę BioNTech. Francuzi dążyli natomiast do tego, by większy udział w dostawach miał francuski koncern Sanofi. Stephane Bancel, prezes Moderny, narzekał w listopadowym wywiadzie dla AFP na przedłużające się negocjacje z UE. – To nie doprowadzi do ograniczenia całkowitej liczby dostępnych szczepionek, ale opóźni ich dostawy – mówił.
Unijnym negocjatorom udało się mocno zbić ceny zamawianych szczepionek. Z przecieków wynika, że za każdą szczepionkę Pfizera UE płaci mniej niż 15 USD, gdy USA kupują ją za 20 USD.Szczepionki AstraZeneca zamówiono po mniej niż 2 USD za sztukę, gdy Amerykanie kupują je po około 4 USD. Zbicie cen było jednak sukcesem iluzorycznym. „Niższe ceny szczepionek nie mają znaczenia makroekonomicznego. Dążenie do ich obniżki jednak ma. Jeśli UE będzie cierpieć z powodu dłuższych lockdownów, bo inni nabywcy będą chcieli płacić więcej za szczepionki i dostaną je szybciej, będzie to miało olbrzymie skutki" – napisał Wolfgang Munchau, szef think tanku Eurointelligence.
Zaangażowanie na pół gwizdka
Regulatorzy w USA zatwierdzili szczepionkę Pfizera/BioNTech 11 grudnia. Unijny regulator zrobił to samo 21 grudnia. Podjęcie decyzji zajęło mu tylko dzień dłużej niż jego amerykańskiemu odpowiednikowi. Zapadła ona jednak później, bo Pfizer złożył wniosek do unijnego regulatora później niż do brytyjskiego i amerykańskiego. Czyżby nadawał priorytet rynkom, na których więcej zarobi?