Lira turecka doświadczała w środę kolejnego nerwowego dnia. Nie doszło co prawda do tak dramatycznej wyprzedaży jak we wtorek (gdy lira traciła nawet 16 proc. wobec dolara), ale kurs doszedł rano do 13,1 lir za 1 USD. Po południu turecka waluta mocno odrabiała straty, a kurs zszedł do 11,8 liry za 1 USD. Wciąż ma on jednak długą drogę do pokonania, by wrócić na poziom sprzed kilku miesięcy. Od początku roku lira straciła ponad 35 proc. wobec amerykańskiej waluty.
Kolejne ogniska?
O ile załamanie liry tureckiej to w dużym stopniu skutek podporządkowania się banku centralnego woli prezydenta Recepa Erdogana, o tyle analitycy wskazują, że pewną rolę w tym kryzysie odegrały również oczekiwania co do polityki pieniężnej amerykańskiego Fedu. Perspektywa szybszego zacieśniania polityki pieniężnej przez amerykański bank centralny jest czynnikiem umacniającym dolara i zarazem znacząco osłabiającym wiele walut z rynków wschodzących. Mark Mobius, założyciel firmy Mobius Capital Partners uznawany za „guru rynków wschodzących", stwierdził w rozmowie z CNBC, że Turcja nie będzie jedynym krajem, którego może dotknąć kryzys walutowy związany z polityką Rezerwy Federalnej.
– Przy wyższych stopach procentowych w USA wszystkie inne kraje zadłużone w dolarach zostaną dotknięte – powiedział Mobius.
Analitycy Nomury wskazują natomiast, że rynkami najbardziej narażonymi na kryzys walutowy są, obok Turcji: Rumunia, Egipt i Sri Lanka. Oceny tej dokonali przyglądając się m.in. zadłużeniu zagranicznemu tych państw, wielkości ich rezerw walutowych w stosunku do importu oraz sytuacji na giełdach. „Patrząc w przyszłość, perspektywa normalizacji polityki pieniężnej przez Fed i zwalniający wzrost gospodarczy w Chinach nie jest dobrym połączeniem dla rynków wschodzących" – piszą eksperci Nomury.