Od kilku tygodni mówiło się, że Bruksela zaakceptuje taki poziom uprawnień. Zwłaszcza że jest on zbliżony do tego, który przyznała Polsce trzy lata temu. Tyle że wtedy domagaliśmy się, by wielkość puli wyniosła 284,6 mln ton. Argumentowano to potrzebami polskich firm, które przy mniejszych limitach będą zmuszone dokupić pozwolenia na wolnym rynku, co zwiększyłoby koszty. Sprawa trafiła do unijnego sądu w Luksemburgu, który we wrześniu 2009 r. przyznał rację Polsce.
Wyrok oznaczał, że strony mają rozpocząć negocjacje od nowa. Polski rząd musiał przedstawić najnowsze dane gospodarcze, które są brane pod uwagę przy wyliczaniu puli (np. w 2008 r. firmy wyemitowały 204,1 mln ton CO2). Spowolnienie gospodarcze też pokrzyżowało plany rządu, bo np. w 2009 r. o 5 proc. spadło zużycie energii). I emisja gazów także była niższa od prognozowanej. Polska musiała dać za wygraną i zaakceptować limity zbliżone do propozycji KE.