Obecne prognozy są przeciętnie o 0,5 pkt proc. wyższe niż te, które formułowano pod koniec grudnia.
Nie wszyscy widzą jednak powody do optymizmu. – To, co dzieje się z popytem krajowym, uzasadnia niskie prognozy. Lepsze dotychczas wyniki zawdzięczamy odbudowie zapasów, do ostrożności skłaniają natomiast perspektywy konsumpcji – wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jego zdaniem oprócz wciąż trudnej sytuacji na rynku pracy, obawy może budzić zadłużenie gospodarstw domowych. O słabnącej konsumpcji mówi również Piotr Kalisz, główny ekonomista Banku Handlowego. Jego zdaniem głównym powodem spowolnienia będzie niższy wkład eksportu netto. – To już nie będzie ważny czynnik wzrostu gospodarczego – ocenia analityk.
Wzrost gospodarczy w naszym kraju w niewielkim stopniu będą wspierać inwestycje. W ich wypadku oczekiwania również są nieco lepsze niż jeszcze kilka miesięcy temu, ale dopiero w I kwartale 2011 r. – jak mówi średnia prognoz ankietowanych przez nas ekonomistów – dynamika nakładów brutto na środki trwałe przekroczy 5 proc. w skali roku.
Ekonomiści uważają, że nie ma niebezpieczeństwa wzrostu inflacji. Wręcz przeciwnie – są zdania, że do jesieni będziemy świadkami stopniowego obniżania się dynamiki cen.
– To będzie opóźniony efekt umocnienia się złotego, ale też braku presji popytu – wyjaśnia Łukasz Tarnawa, główny ekonomista PKO BP. Wskazówką, że ze strony popytu nie należy się obawiać presji na ceny, będą wskaźniki inflacji bazowej, gdzie można się spodziewać dalszego spadku (w marcu roczna inflacja bazowa znalazła się na poziomie 2,0 proc.).