Według najnowszych danych Ministerstwa Finansów polscy podatnicy są winni fiskusowi 21,3 mld zł, czyli prawie tyle, ile wyniósł ubiegłoroczny deficyt budżetowy. Co gorsze, nasze długi, podobnie jak zadłużenie naszego kraju, bardzo szybko przyrastają. W 2003 roku Polacy nie wpłacili do kasy państwa należnych 15,7 mld zł, w 2006 roku nasze długi podskoczyły już do blisko 18,7 mld zł, aby na koniec 2008 roku wynieść 20,5 mld zł.

Przybywa też firm, które nie płacą podatków. W końcu 2008 roku z regulowaniem należności problemy miało 4337 podmiotów. Rok później było ich już 4419. Rok wcześniej długi firm wobec fiskusa sięgały łącznie z odsetkami prawie 25 mld zł, a na koniec ubiegłego roku zmalały do 23,3 mld zł.

Statystyka ministerstwa nie obejmuje zaległości poniżej miliona złotych. W rzeczywistości nasze zaległości mogą być dużo wyższe.– Tak wysokie kwoty niezapłaconych podatków i innych danin świadczą o tym, że resort finansów nie radzi sobie z ich ściągalnością – wyjaśnia Rafał Antczak, wiceprezes Deloitte Business Consulting. – Lepiej byłoby, gdyby rząd sprzedał wierzytelności firmom windykacyjnym. Budżet zyskałby kilkanaście miliardów złotych, które bardzo by się przydały.

Z podsumowania przygotowanego przez resort finansów dotyczącego zaległości ogółem – łącznie z długami zwykłych Kowalskich – wynika, że największą pozycją, jeśli chodzi o niepłacone przez nas podatki, stanowi VAT. Kwota zaległości sięga w tym wypadku 10,7 mld zł. Niezbyt chętnie regulujemy też grzywny i mandaty – w tym wypadku uzbierało się już łącznie blisko 32 mln zł do ściągnięcia od podatników.

W sumie w drodze egzekucji udało się ściągnąć w całym 2009 roku 2,3 mld zł, ale nowych zaległości przybyło znacznie więcej – w ciągu ostatniego roku przyrost niezapłaconych w terminie podatków wyniósł 0,8 mld zł.Dla porównania na koniec 2008 roku urzędy skarbowe ścigały podatników za niezapłacone podatki i daniny na kwotę 20,5 mld zł, z czego ponad 14,8 mld zł stanowiły zaległości z poprzednich lat.