Wszystko wskazuje, że ten rynek, po spadku z 1,1 mln w roku 2008 do niecałych 700 tys. w 2009, najgorsze ma już za sobą. Powód? Silniejszy złoty, którego kondycja ma zasadniczy wpływ na aktywność prywatnych importerów.
– Wzrost wartości naszej waluty sprawia, że kupowane za granicą samochody stają się tańsze. A rynek samochodowy szybko reaguje na wszelkie zmiany kursu – twierdzi Andrzej Halarewicz z monitorującej rynek aut międzynarodowej firmy analitycznej Jato Dynamics.
Taką perspektywę wzrostu potwierdzają eksperci finansowi. Od ponad dwóch miesięcy za euro trzeba płacić w granicach 3,92–4,02 zł., a do końca roku ta dolna granica może się obniżyć do 3,90 zł. – Moim zdaniem w przyszłym roku złoty dalej powinien się umacniać, do poziomu 3,80 zł za euro – uważa Łukasz Wosch, doradca DM TMS Brokers.
W strukturze importu używanych aut widać niekorzystne zmiany. O 7 proc. zwiększył się udział aut najstarszych, mających ponad 10 lat. I to mimo że od dwóch lat tych właśnie pojazdów stopniowo ubywało. Zarazem zmalał udział aut nowszych, do czterech lat, których sprowadzano coraz więcej. – To przez koszty i większy popyt na tańsze samochody – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar. Do tego dochodzi obawa przed zmianami w przepisach. Producenci i importerzy nowych aut naciskają rząd na wprowadzenie podatku ekologicznego, mającego zahamować prywatny import.
Właściciele komisów przyznają, że samochody starsze cieszą się teraz większym wzięciem niż wcześniej. – Rynek zrobił krok do tyłu – mówi Arkadiusz Bałazy, prezes spółki Ameks zarządzającej giełdą samochodową w Mysłowicach.