– Decyzja polityczna już zapadła, teraz trzeba tylko ustalić, jak bardzo obciążenie wzrośnie – stwierdził wysoki rangą urzędnik z otoczenia premiera. Na razie rząd nie bierze pod uwagę podwyżki składki dla pracownika, choć takiego scenariusza także nie można wykluczyć.

Projekt zmiany ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych przygotuje resort finansów. Zdaniem Pawła Arndta, szefa Sejmowej Komisji Finansów Publicznych, powinien on trafić do Sejmu po świętach. – Mało prawdopodobne, byśmy zdążyli z przyjęciem zmian przed końcem roku – wyjaśnił przewodniczący. – Podwyżka składki nie nastąpi od stycznia, ale nie ma przeszkód, by wprowadzić ją w ciągu roku.

Najwięcej zwolenników ma koncepcja powrotu składki do poziomu z 2007 roku – 6,5 proc. Wśród nich jest m.in. Michał Boni, szef doradców premiera. – Można zastanowić się nad tym, czy nie wrócić do starej wysokości składki, którą płacą pracodawcy, a zostawić pomniejszoną składkę po stronie pracowników, aby wynagrodzenia nie spadły – stwierdził Boni. – To dałoby nawet ponad 15 mld zł w skali roku.

W takim scenariuszu pracodawca, który dziś za pracownika zarabiającego miesięcznie 3,5 tys. zł brutto płaci 157,5 zł składki, po podwyżce zapłaciłby o 70 zł więcej. W rządzie są też zwolennicy podwyżki do 8 proc. (pracodawca płaciłby co miesiąc o 122,5 zł więcej niż dziś).Jacek Rostowski, minister finansów, i Jolanta Fedak, szefowa resortu pracy, komentowali wczoraj, że wyższa składka rentowa grozi wzrostem bezrobocia.