Wczoraj Bank Światowy na wspólnej konferencji z Narodowym Bankiem Polskim przedstawił najnowsze prognozy gospodarcze. Są one znacząco gorsze od zaprezentowanych w czerwcu 2011 r. Największa zmiana to korekta w dół wzrostu PKB w strefie euro – z 1,8 proc. wzrostu na spadek o 0,3 proc. Wszystkie kraje rozwinięte mają szansę na osiągnięcie w tym roku wzrostu na poziomie zaledwie 1,4 proc., podczas gdy w czerwcu 2011 zakładano, że będzie to 2,7.
– Z powodu tak znaczącego spadku zmienia się drastycznie sytuacja na rynkach krajów rozwijających się – mówił na warszawskiej konferencji Andrew Burns, autor raportu „Globalne perspektywy ekonomiczne" opublikowanego w ostatnią środę przez Bank Światowy. Dodatkowym utrudnieniem będzie znacznie mniejszy napływ kapitału z krajów zachodnich, przede wszystkim ze strefy euro. Kłopoty mogą mieć banki, które są spółkami zachodnich instytucji finansowych. W naszym regionie na rynku bankowym najwięcej jest kapitału zagranicznego na Węgrzech (70 proc.) i w Polsce (50 proc.). W tej sytuacji należy oczekiwać zaostrzenia polityki kredytowej i utrudnień w finansowaniu inwestycji.
Polska ma nadal – według Banku Światowego – szanse utrzymać przyzwoity wzrost gospodarczy – na poziomie 2,5 proc. To także jest mniej, niż BŚ szacował w czerwcu 2011 r., kiedy miało to być 2,9 proc. O osiągnięcie takiego wzrostu, nawet po korekcie trzeba zadbać, bo zdaniem Andrew Burnsa nadal obecna korekta w dół może się okazać scenariuszem bardzo pozytywnym. W negatywnym recesja w strefie euro miałaby być nie tylko głębsza, ale i długotrwała. Miałoby wówczas dojść m.in. do masowej wyprzedaży udziałów w bankach w naszym regionie. Czy polska gospodarka może coś zrobić, żeby obronić wzrost? – To samo co inni – uważa Burns. – Przeprowadzić w bankach stress testy, przyjrzeć się swojemu zadłużeniu i konsekwentnie przeprowadzać reformy. To powinno wystarczyć.