W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy roku realizacja dochodów budżetowych sięgnęła 58 proc. zaplanowanej kwoty 273,1 mld zł, a wydatków 179,4 mld zł – 57,3 proc. planu. Oznacza to, że stan finansów państwa nadal nie budzi niepokoju. Deficyt sięgnął 21,1 mld zł, 52,5 proc. założonego poziomu 40,2 mld zł.
Harmonogram był znacznie mniej optymistyczny – deficyt miał już wynieść 35,2 mld zł. Wydatki miały być wyższe – 185 mld zł, a dochody niższe – 150 mld zł. 8,3 mld zł więcej w kasie państwa to wynik wyższej wpłaty z zysku NBP, ale też niezłego poziomu ściągniętych podatków. Wpływy z VAT i akcyzy wynoszą już 104,3 mld zł (58 proc. planu), PIT blisko 20 mld zł, a CIT 13,2 mld zł.
Drogie zadłużenie
Wśród wydatków zwraca uwagę wysoki koszt obsługi zadłużenia zagranicznego – 7,3 mld zł, ponad 82 proc. planu, co wiąże się ze słabą kondycją złotego. W ponad 75 proc. zrealizowano już dotację do FUS. Efekt zarządzania płynnością sektora publicznego ciągle jest jednak zadowalający – minister finansów dysponował na koniec lipca kwotą 23,2 mld zł wobec planowanych 19,8 mld zł. Na lokacie zaś posiadał blisko 28 mld zł.
Będzie gorzej
Zdaniem ekonomistów pierwsza połowa roku należała do zadowalających głównie z powodu utrzymującego się wysokiego popytu konsumpcyjnego. Niestety, druga połowa może już nie być tak dobra. Prognozy dotyczące PKB są gorsze, co wpłynie na zmniejszenie dynamiki wpływów podatkowych.
W ocenie Mirosława Gronickiego, doradcy ekonomicznego prezesa NBP, miniony miesiąc już pokazał ich słabszą dynamikę. – Na razie nie wiadomo, czy był to jednorazowy spadek. Musimy poczekać na dane za sierpień, jeśli okaże się, że to stała tendencja, wówczas końcówka roku może być nieciekawa – wyjaśnia. Zdaniem Gronickiego odpowiedzialna za tę sytuację jest zmiana struktury konsumpcji. Ekonomista podkreśla jednak, że minister ma poduszkę płynnościową na wypadek nieprzewidzianych ruchów na rynkach finansowych.