Początek listopada na najważniejszym rynku kapitałowym na świecie, czyli na Wall Street, przebiega pod znakiem korekty. Jak na razie nie jest ona duża bądź groźna, ale już zdążyła wzmóc głosy, że akcje amerykańskie są zbyt drogie i znajdują się w bańce zbyt dużego optymizmu związanego z AI. Czy tak jest w rzeczywistości i czeka nas dłuższa przerwa w hossie?

Krótka odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi, że prawdopodobnie nie. Na rynku kapitałowym bardzo mało rzeczy jest pewnych, ale z reguły powszechne kasandryczne przepowiednie się nie sprawdzają. Bessa nie przychodzi w momencie, gdyż dużo osób się jej spodziewa bądź ją zapowiada. Najczęściej jest zgoła odmiennie. Większość jest przekonana co do pozytywnych perspektyw, a tylko mniejszość powątpiewa w świetlane wizje kreślone przez ogół. Zupełnie na odwrót dzieje się, gdy kończy się rynek niedźwiedzia. Panuje wówczas powszechny pesymizm, a śladowe grono osób dostrzega więcej szans niż zagrożeń. Patrząc z tej perspektywy, rynek zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i może dalej wspinać się po tzw. „ścianie strachu”. Póki ona istnieje, wciąż znajdzie się bowiem grono osób, które nie uczestniczy w rajdzie, a więc może się do niego dołączyć poprzez zakup akcji. Gdy wyczerpią się pokłady wątpiących, skończy się paliwo do wzrostów. Jak na razie wszystkie nagłówki zapowiadające dużą korektę czy rynek niedźwiedzia są emanacją rzeszy ostrożnych inwestorów, którzy akcji jeszcze nie posiadają i zapewne jeszcze w tym cyklu je posiadać będą, tyle że przy wyższych cenach.

Tym samym wkraczamy w obszar wycen akcji. Trudno polemizować z opiniami, że amerykańskie akcje są drogie. Problem jednak w tym, że były one drogie także rok czy dwa lata temu, co nie przeszkadzało im kontynuować wzrostów. Rynek byka ma to do siebie, że wysokie wyceny go nie wykolejają, a raczej skrajny optymizm, z którym jeszcze do czynienia nie mamy. Nigdy nie wiadomo, w jakim momencie możemy się zatrzymać, a jeżeli rzeczywiście mamy do czynienia z bańką, to przewartościowanie może być zdecydowanie większe niż to notowane obecnie. Podobnie rynek może jeszcze bardziej się skoncentrować na technologicznych gigantach. Wiele osób twierdzi, że już teraz koncentracja jest rekordowo duża, ale nie jest to prawdą. Jeżeli bowiem cofniemy się o więcej niż ostatnie dwadzieścia-czterdzieści lat, to dostrzeżemy, że pod koniec XIX wieku, w okresie manii kolejowej, spółki je reprezentujące przekroczyły, i to wyraźnie, 50 proc. kapitalizacji całej giełdy. Jeżeli mielibyśmy wrócić do tego poziomu, to jeszcze spora droga przed nami. Jak powiedział George Soros: „Kiedy widzę, że tworzy się bańka, rzucam się, by kupować, dolewając oliwy do ognia.”