Więcej, choć niewiele, zarabiają w przeliczeniu na dolary mieszkańcy Węgier i Estonii – odpowiednio 14,18 tys. i 14,96 tys. Za to w porównaniu z krajami Europy Zachodniej różnice wciąż są ogromne. W najzamożniejszej pod tym względem Szwajcarii średnia płaca to 93,2 tys. USD, a więc ponad sześć i pół razy więcej niż u nas. W porównaniu z Norwegią nasze zarobki są prawie sześć razy niższe, z USA – 3,9 razy, a z Niemcami – 3,4 razy.
Nieco lepiej wypadamy, jeśli pod uwagę weźmiemy tzw. parytet siły nabywczej, uwzględniający różnice w cenach między krajami. W takim ujęciu Polska ma wynagrodzenia najwyższe wśród krajów Europy Środkowo-Wschodniej należących do OECD (oprócz Słowenii). – Średni poziom cen jest u nas niższy niż np. na Węgrzech czy w Czechach – wyjaśnia Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Z punktu widzenia przedsiębiorców niski poziom płac na tle innych jest jednak dobrą informacją. – Pomaga utrzymać konkurencyjność przede wszystkim eksporterów – mówi Witold Orłowski, główny ekonomista PwC. – Ale też stanowi o naszej atrakcyjności inwestycyjnej. Niskie koszty siły roboczej są jednym z czynników przyciągających biznes z innych krajów – dodaje. Ta przewaga jednak coraz bardziej topnieje, bo płace w Polsce rosną szybciej niż w większości krajów rozwiniętych; w stosunku do Niemiec – dwa razy szybciej.
– Jeśli osiągniemy 60–70 proc. niemieckich płac, nasza atrakcyjności siły roboczej przestanie być taka oczywista – mówi Orłowski. Kiedy to nastąpi? Za dekadę, może dwie. – Miejmy nadzieję, że do tego czasu uda się nam wypracować inne przewagi – np. w zakresie wydajności pracy czy dobrej infrastruktury – podkreśla Jankowiak.
W zestawieniu OECD nie ma np. Litwy, Łotwy, Bułgarii czy?Rumunii. W tych krajach,?według szacunków „Parkietu", płace są jednak niższe niż w Polsce.