Obniżka oceny wiarygodności kredytowej Polski (z poziomu A- do BBB+) przez agencję ratingową Standard & Poor's sprowokowała falę spekulacji, czy konkurencyjne agencje pójdą w jej ślady. Obecnie bowiem każda z trzech głównych takich instytucji ocenia wiarygodność kredytową Polski inaczej. Łatwo o wrażenie, że co najmniej jedna z nich myli się w ocenie ryzyka kredytowego związanego z polskimi obligacjami skarbowymi.
Bezpośrednio po decyzji S&P z połowy stycznia minister finansów Paweł Szałamacha mówił wprost, że to agencja jest w błędzie i będzie musiała swoje stanowisko zrewidować. We wtorek jednak Moody's, która ocenia wiarygodność kredytową Polski o stopień wyżej niż Fitch i o dwa stopnie wyżej niż S&P, ostrzegła, że dostrzega zjawiska negatywne dla polskiego ratingu. Chodzi o zmianę reguły wydatkowej oraz prawdopodobny wzrost deficytu sektora finansów publicznych powyżej unijnego limitu na poziomie 3 proc. PKB. Zdaniem analityków Moody's doszło do tego już w ub.r., choć Ministerstwo Finansów jest innego zdania.
Polska to nie wyjątek
Jeszcze przed komunikatem Moody's część ekonomistów wskazywała, że obniżka ratingu Polski przez tę agencję jest bardzo prawdopodobna. Taka decyzja może zapaść najwcześniej w maju – wtedy bowiem Moody's będzie dokonywała aktualizacji oceny wiarygodności kredytowej Polski. Niewykluczone jednak, że skończy się na ostrzeżeniu.
Polskiego ratingu nie zmieni najprawdopodobniej Fitch. Tego samego dnia, gdy S&P obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Polski, Fitch utrzymała ją bez zmian. W środę jej analitycy tłumaczyli, że od tego czasu nie zmienili zdania.
– Nie dokonujemy przeglądów naszych ratingów z powodu decyzji innych agencji. To nie jest nic nadzwyczajnego, że jeden kraj ma trzy różne oceny wiarygodności kredytowej – powiedział dziennikarzom James McCormack, dyrektor Fitch ds. ratingów państw.