Luty był już trzecim z rzędu miesiącem szybkiego rozwoju polskiego przetwórstwa przemysłowego. Wskaźnik PMI, który mierzy koniunkturę w tym sektorze na podstawie ankiety wśród menedżerów około 200 firm, wyniósł 54,2 pkt.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie oczekiwali, że PMI utrzyma się na styczniowym poziomie 54,8 pkt, najwyższym od prawie dwóch lat. Tymczasem rzeczywisty odczyt był nawet minimalnie poniżej grudniowego (54,3 pkt). Ale każde wskazanie PMI powyżej 50 pkt oznacza, że sektor rozwija się w ujęciu miesiąc do miesiąca. Dystans od tej granicy to miara tempa tego rozwoju. A w lutym było ono wciąż bardzo wysokie. W IV kwartale ub.r. PMI średnio wynosił 52,1 pkt, a w minionych siedmiu latach 51,8 pkt.
Optymistyczne sygnały
Przyczyną lutowego spadku PMI, obliczanego przez firmę IHS Markit, był wolniejszy niż w styczniu wzrost produkcji, wartości nowych zamówień, w tym eksportowych, a także zapasów komponentów. Na pierwszy rzut oka kłóci się to z odczytami PMI w sektorze przemysłowym strefy euro oraz Niemiec. Tam bowiem produkcja i wartość nowych zamówień rosły w lutym najszybciej od blisko sześciu lat. Szczegółowe wyniki ankiety IHS Markit wśród polskich firm potwierdzają jednak, że to przekłada się na koniunkturę nad Wisłą. Menedżerowie wskazują bowiem, że głównym źródłem szybkiego wciąż wzrostu wartości zleceń eksportowych są rynki europejskie i amerykański.
– Naszym zdaniem utrzymujący się szybki wzrost zamówień eksportowych jest efektem nasilającego się ożywienia w globalnej wymianie handlowej – zauważył Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole w Polsce. Zwrócił też uwagę na wzrost do najwyższego od kwietnia ub.r. poziomu wskaźnika przyszłej produkcji, wyrażającego oczekiwania firm na najbliższych 12 miesięcy. – Sygnalizuje to, że ożywienie w przetwórstwie ma charakter trwały – ocenił Borowski.
Optymistycznym sygnałem, który wysłał PMI, jest też szybszy niż w styczniu wzrost zatrudnienia. Zdaniem ekonomistów PKO BP, ta składowa PMI jest kluczowa dla oceny tempa wzrostu PKB. Pokazuje bowiem koniunkturę na rynku pracy i w efekcie perspektywy wzrostu konsumpcji.