Wskaźnik PMI, mierzący koniunkturę w polskim przemyśle przetwórczym na podstawie ankiety wśród menedżerów około 200 firm, spadł w lipcu do 52,3 pkt, z 53,1 pkt w czerwcu. Choć każdy odczyt tego indeksu powyżej 50 pkt oznacza, że przemysł rozwija się w ujęciu miesiąc do miesiąca, dystans od tej granicy jest miarą tempa tego rozwoju. Tymczasem w lipcu dystans ten był najmniejszy od listopada 2016 r.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się zwyżki PMI do 53,3 pkt. A nawet taki odczyt byłby niski na tle średniej wartości tego wskaźnika w I półroczu, która wynosiła 53,7 pkt.
Ciągnie nas Euroland
Firma IHS Markit, która oblicza PMI, pyta ankietowanych menedżerów m.in. o to, jak zmieniły się w ich firmach w porównaniu z poprzednim miesiącem produkcja, wartość zamówień, zatrudnienie, zaległości produkcyjne itp. Lipcowa zniżka PMI to odzwierciedlenie m.in. najwolniejszego od dziewięciu miesięcy wzrostu produkcji oraz najsłabszego od ośmiu miesięcy napływu nowych zamówień. Przy tym wartość zamówień z zagranicy rosła szybciej niż zamówień krajowych. To o tyle zaskakujące, że w lipcu koniunktura w przemyśle strefy euro także się nieco pogorszyła.
– Wygląda na to, że przyczyną spadku indeksu PMI w Polsce był słabszy popyt krajowy. Niższe tempo wzrostu bieżącej produkcji było najprawdopodobniej związane z przerwami urlopowymi w fabrykach Volkswagena w Poznaniu i Opla w Gliwicach – ocenił Krystian Jaworski, ekonomista z Credit Agricole Bank Polska. Według niego lipcowe spowolnienie rozwoju przemysłu było przejściowe, na co wskazuje m.in. szybszy niż w czerwcu wzrost zatrudnienia. – To odzwierciedla optymizm przedsiębiorców dotyczący kształtowania się przyszłej sytuacji gospodarczej – tłumaczy Jaworski.