Na nocnym posiedzeniu Sejmu przyjęto część poprawek zaproponowanych przez Senat. Chodzi np. o uściślenie, iż sklepy prowadzące wypiek pieczywa na miejscu nie będą mogły korzystać z prawa do pracy w niedzielę tak jak piekarnie. Podobne uściślenia dotyczą lodziarni czy cukierni.
Część poprawek odrzucono. Senatorowie chcieli, aby w niedzielę mogły pracować tylko małe stacje benzynowe. Na ten pomysł posłowie się jednak nie zgodzili i ograniczenia tego segmentu rynku nie dotkną, choć w pierwszej wersji projektu było to zakładane. Przeciwko takim rozwiązaniom mocno protestował jednak PKN Orlen, który w efekcie będzie jednym z największych beneficjentów zakazu handlu w niedzielę.
Zgodnie z wolą senatorów do ustawy wprowadzono również niejasny przepis, iż właściciel małego sklepu będzie mógł w niedzielę pracować, ale tylko we własnym imieniu i na własny rachunek. Ma to uderzyć w sieci partnerskie i franczyzowe, choć nie brakuje głosów, że to na tyle ogólne sformułowanie, iż trudno je będzie wyegzekwować. – Nie wiemy, co to oznacza, sklepy franczyzowe przecież i tak prowadzą niezależne spółki, wiąże je tylko umowa handlowa z centralą – mówi nam nieoficjalnie jeden z prezesów takiej sieci.
Zgodnie z ostateczną wersją ustawy do końca 2018 r. handel w niedzielę będzie dozwolony – poza wyjątkami – tylko w pierwszą i ostatnią niedzielę miesiąca. Od przyszłego roku sklepy będą pracowały tylko w ostatnią niedzielę, a od 2020 r. ma już obowiązywać pełen zakaz, uderzający głównie w duże sklepy spożywcze i centra handlowe.
Firmy już przygotowują się na taki scenariusz, wydłużając godziny pracy. Wiele sklepów pracuje już od godz. 6–7, a kończy nawet po 22. Analitycy spodziewają się, że po wejściu w życie zakazu małe sklepy niekoniecznie na nim zyskają, ponieważ większość klientów zrobi zakupy na zapas.