Polskie firmy w niewystarczającym stopniu chronią należności i mają zbyt duże zaufanie do kontrahentów. Tymczasem to właśnie problemy największych, najbardziej sprawdzonych partnerów mogą być dla firm najbardziej bolesne – zgodzili się uczestnicy panelu „Ubezpieczenia należności jako wsparcie rozwojowe polskich firm na rynku krajowym oraz w ekspansji zagranicznej" podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach.
– Jeśli chodzi o sektor małych i średnich firm, to widzimy, że coraz więcej przedsiębiorstw jest zainteresowanych tym, żeby lepiej badać i profesjonalizować obszar zarządzania nieruchomościami. Jednak nadal jest to bardzo mała grupa, a przyrost nie jest dynamiczny – mówiła Katarzyna Kowalska, wiceprezes Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE). – Obserwujemy co prawda wzrost obrotów naszego portfela, ale ten wzrost dotyczy głównie już obecnych klientów, którzy ubezpieczają należności od wielu lat – podkreśliła.
Do tej grupy należy firma Rolnik, oferująca przetwory warzywne i owocowe. – Zanim rozpoczęliśmy współpracę z ubezpieczycielem, obawialiśmy się przede wszystkim o silny wzrost kosztów. Zrobiliśmy przetarg dla firm ubezpieczeniowych i okazało się, że najlepszą ofertę złożyła KUKE. Zaproponowała stawki, które bardzo pozytywnie nas zaskoczyły. Stwierdziliśmy, że grzechem byłoby nie skorzystać – wspominał Józef Rolnik, prezes firmy Rolnik. Przekonywał, że ubezpieczenie należności pozwala spokojnie spać przedsiębiorcy i skupić się na rozwoju biznesu.
Zatory płatnicze pozostają bowiem ryzykiem dla firm działających w wielu branżach. Najgorszy pod tym względem był rok 2002, kiedy to zatory stały się przyczyną upadku niemal 1,9 tys. przedsiębiorstw. – Dziś sytuacja wygląda znacznie lepiej. Jednak z drugiej strony przez tę dobrą koniunkturę polscy przedsiębiorcy stali się nieco rozleniwieni i mniej uwagi poświęcają zabezpieczaniu swoich należności – przekonywa Adam Łącki, prezes Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej.