Ma wynosić 4 proc. od nadwyżki dochodów rocznych ponad 1 mln zł. Tak naprawdę więc obok dzisiejszych stawek 18 i 32 proc. w skali podatkowej pojawi się nowa, 36-proc. stawka dla bogatych. Osoby, które rozliczają się w ramach 19-proc. podatku liniowego, od ewentualnej nadwyżki dochodów ponad 1 mln zł zapłacą 23 proc. podatku. Rząd liczy na to, że ściągnie w ten sposób dodatkowo 1,15 mld zł. Pieniądze te mają zasilić Solidarnościowy Fundusz Wsparcia Osób Niepełnosprawnych.
– Nie trzeba być nie wiadomo jak przewidującym, żeby wiedzieć, że jak ludziom się dokręca śrubę, to zrobią wszystko, żeby się wykręcić – mówi Izabela Leszczyna, była wiceminister finansów, posłanka PO. Jej zdaniem bogatszym jest łatwiej. – Wynajmą prawników, którzy znajdą legalne sposoby, żeby podatku nie płacić. Wcale nie trzeba w tym celu oszukiwać – przekonuje.
– Jestem wielkim przeciwnikiem wprowadzania tego typu doraźnych podatków. Teraz mamy daninę solidarnościową, bo w potrzebie są osoby niepełnosprawne. Oczywiście należy im pomóc, ale nie w ten sposób. Protestują też rolnicy, pielęgniarki, nauczyciele, policjanci... Czy aby pomóc każdej z tych grup, będziemy wprowadzać kolejne podatki solidarnościowe – pyta adwokat Cezary Cieńkowski, ekspert w dziedzinie prawa gospodarczego.
Jego zdaniem podatek solidarnościowy, który projektuje rząd, to karanie osób najbardziej produktywnych za to, że dobrze zarabiają. – To, czy będą taki podatek płacili, zależy od ich indywidualnego progu bólu. Im ktoś ma go niżej, tym będzie bardziej skłonny do tego, żeby szukać sposobów obejścia tego podatku. Dopóki będzie korzystał z legalnych sposobów, to czemu nie? – mówi prawnik.
– Jak się dużo wydaje, to trzeba wprowadzać dodatkowe podatki – mówi Jarosław Neneman, były wiceminister finansów, wykładowca na Uczelni Łazarskiego.