Przyspieszyła więc w znacznie mniejszym stopniu niż w poprzednich miesiącach. Czy to przekreśla scenariusz, dominujący dotąd w prognozach ekonomistów, wedle którego inflacja będzie systematycznie rosła i pod koniec roku sięgnie 3 proc.?
Jesteśmy akurat w trakcie aktualizacji naszych prognoz, ale wydaje się, że ten scenariusz nie stracił aktualności. Majowy odczyt zaskoczył nas podwójnie: niższa od naszych oczekiwań była inflacja bazowa, za to wyższy był wzrost cen żywności. Wydaje się, że w najbliższych miesiącach będzie podobnie, tzn. ścieżka inflacji bazowej będzie niższa, niż zakładaliśmy, a ścieżka inflacji w kategorii żywność będzie wyższa. Wypadkową tych czynników będzie prawdopodobnie dalszy wzrost inflacji, która szczyt może osiągnąć gdzieś w I kwartale 2020 r. Potem pojawi się efekt wysokiej bazy odniesienia, np. w cenach żywności.
Część ekonomistów uważa, że wzrost cen energii może wypchnąć w 2020 r. inflację nawet powyżej 3,5 proc., czyli górnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od celu NBP. Pan w to nie wierzy?
Ceny energii dla gospodarstw domowych są obecnie zamrożone, ale zakładam, że po wyborach zostaną odmrożone. Obecnie przyjmujemy, że z początkiem 2020 r. wzrosną o 4 proc., co nie wpłynie mocno na inflację CPI. Ceny energii dla przedsiębiorstw mogą wzrosnąć bardziej, ale w tym przypadku nawet kilkudziesięcioprocentowy skok nie podbije mocno dynamiki CPI. Udział energii w całkowitych kosztach przedsiębiorstw jest niewielki, wynosi średnio około 2 proc. W przetwórstwie przemysłowym są oczywiście bardziej energochłonne firmy, ale konkurencja międzynarodowa sprawia, że one nie mogą łatwo przenosić wzrostu kosztów na ceny swoich produktów. W przypadku usług i dóbr niepodlegających wymianie międzynarodowej możliwości są nieco większe. Ale ogólnie wzrost cen energii dla firm doda do inflacji kilka dziesiątych pkt proc.