Pierwsza połowa marca dla części sklepów też była udana za sprawą przezornościowych zakupów w związku z epidemią koronawirusa. Ale ekonomiści nie mają wątpliwości, że na dłuższą metę Covid-19 doprowadzi do tąpnięcia konsumpcji.
W lutym sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (tzn. w cenach stałych) zwiększyła się o 7,3 proc. rok do roku, po 3,4 proc. w styczniu. Ten wynik przebił nawet najbardziej optymistyczne prognozy ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet". Przeciętnie spodziewali się oni odczytu na poziomie 4,1 proc. Wzrost sprzedaży przyspieszył m.in. za sprawą większego popytu na żywność oraz farmaceutyki, kosmetyki itp.
Szturm na apteki i sklepy spożywcze wystąpił jednak na dobre dopiero w marcu, gdy wykryto pierwszy przypadek Covid-19 w Polsce. Część konsumentów zaczęła budować zapasy na wypadek, gdyby epidemia doprowadziła do zamknięcia sklepów. Dane PKO BP dotyczące płatności kartami sugerują, że przez kilka dni w drugim tygodniu marca wartość transakcji kartami w sklepach spożywczych i aptekach przekraczała nawet grudniowy szczyt przedświąteczny. – Wzmożone zakupy trwały jednak tylko kilka dni, a w trzecim tygodniu marca sprzedaż żywności wróciła do normalnych lub przytłumionych poziomów – mówi Urszula Kryńska, ekonomistka z PKO BP.
Jednocześnie zamknięcie wielu sklepów, szczególnie wielkopowierzchniowych lub działających w centrach handlowych, doprowadzi w marcu do załamania popytu na dobra trwałego użytku (np. sprzęt RTV i AGD) oraz odzież, który w lutym także szybko rósł. Szeroko rozumiana konsumpcja, która obejmuje też wydatki na usługi, w kolejnych miesiącach osłabnie jeszcze bardziej niż sprzedaż detaliczna, która jest mierzona tylko w sklepach zatrudniających co najmniej dziesięć osób. Ekonomiści z banku Credit Agricole przewidują, że w II kwartale konsumpcja tąpnie o 3 proc. rok do roku, najbardziej od co najmniej 25 lat. GS