Wtorkowy odczyt GUS okazał się bliski przeciętnych szacunków ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet”, wskazujących na spadek produkcji w lutym o 2,1 proc. rok do roku. Nie brakowało jednak ocen, że produkcja załamała się o ponad 10 proc.
Dlaczego tak się nie stało, choć wskutek zamknięcia szkół od połowy marca firmy miały problemy z dostępnością pracowników, a wiele z nich borykało się z problemami logistycznymi w związku z zamknięciem granic?
Dane GUS sugerują, że sektorowi przemysłowemu pomógł korzystny układ kalendarza (marzec br. liczył o jeden dzień roboczy więcej niż w ub.r.). Po wyeliminowaniu tego rodzaju czynników spadek produkcji sięgnął 4,8 proc. rok do roku, po zwyżce o 3,2 proc. w lutym.
Wpływ korzystnego układu kalendarza na działalność firm produkcyjnych najlepiej jednak widać porównując marzec do lutego, który liczył o dwa dni robocze mniej. Miesiąc do miesiąca produkcja wzrosła o 2,4 proc., ale po wyeliminowaniu czynników sezonowych tąpnęła o 7,2 proc.
Wyniki oczyszczone z wpływu czynników sezonowych także nie wskazują jednak na takie załamanie w przemyśle, jakiego można się było obawiać. Częściowo był to efekt skokowego wzrostu produkcji w branży farmaceutycznej (o niemal 40 proc. rok do roku) oraz spożywczej (o 7,1 proc.). To złagodziło konsekwencje tąpnięcia produkcji m.in. w branży motoryzacyjnej (o 28,6 proc. rok do roku), meblarskiej (o 14,7 proc.) i elektronicznej (11,1 proc.).