– Nie mamy w planach podwyższania podatków – odpowiada na to Tadeusz Kościński, minister finansów. – Nie podzielam takiego myślenia, że gdy są mniejsze dochody, to trzeba podnosić podatki. To od razu wyhamowałoby gospodarkę – wyjaśnia.
Nie zmienia to jednak faktu, że obawy co do zamiarów rządu ma nie tylko Trzaskowski. Badania Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej pokazują, że aż 63 proc. przedsiębiorców obawia się „wzrostu podatków dla firm w konsekwencji redukcji zadłużenia zaciągniętego na programy pomocowe". Dotychczas bowiem w sytuacji kryzysowej rządy zwykle dokonywały dużego zacieśnienia fiskalnego, czego dobrym przykładem może być podwyżka stawek VAT od 2011 r. Pytanie, czy podobnie będzie i tym razem. Tym bardziej że trzeba się liczyć z bezprecedensowym wzrostem deficytu (nawet do 11 proc. PKB) i zadłużenia w tym roku. Ekonomiści nie mają jednak jednej odpowiedzi.
– Moim zdaniem nie jest przesądzone, że sytuacja będzie wymagała daleko idących, bolesnych dostosowań fiskalnych, w tym podwyżki podatków czy ostrych cięć wydatków – uważa Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Wzrost zadłużenia według definicji krajowej nie będzie na tyle duży, by przekroczyć progi ostrożnościowe, co wymuszałoby automatyczną reakcję polityki fiskalnej. Także Komisja Europejska, biorąc pod uwagę konieczność walki ze skutkami pandemii, prawdopodobnie nie będzie wymagać szybkich dostosowań – wyjaśnia.
Według Bujaka przy sprzyjających okolicznościach, czyli szybkim tempie wzrostu PKB po zakończeniu pandemii, niskich stopach procentowych (dzięki czemu nie wzrosłyby nadmiernie koszty obsługi zadłużenia), rozsądnej polityce fiskalnej (czyli bez nowych wydatków, zwłaszcza tych wyborczych), możemy przejść przez kryzys w miarę bezboleśnie. – Redukcja zadłużenia w relacji do PKB może nastąpić nawet bez zaostrzenia polityki fiskalnej rządu – zaznacza Bujak.
Innego zdania jest Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP. – Nie istnieje taka ścieżka wyjścia z kryzysu, że dług będzie sobie malał tylko z tytułu wzrostu PKB – uważa. Zauważa, że wysoki wzrost nominalnej wartości PKB oznacza też wyższą inflację, co uderzy Polaków po kieszeni. – To taki ukryty podatek dla społeczeństwa. Konsolidacja finansów publicznych będzie konieczna, takie też zapewne będą zalecenia Komisji Europejskiej. Co nie znaczy, że taka konsolidacja musi być natychmiastowa i bardzo ostra, ale wcześniej czy później trzeba się zacząć do tego przygotowywać – uważa Dudek. ACW