Jak podał w piątek GUS, sprzedaż detaliczna w ujęciu realnym (czyli w cenach stałych) zmalała w styczniu o 6 proc. rok do roku, po zniżce o 0,8 proc. w grudniu i 5,3 proc. w listopadzie. Był to dla sektora handlowego najsłabszy miesiąc od maja 2020 r., gdy obowiązywały jeszcze restrykcje związane z pierwszą falą epidemii Covid-19.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się, że styczeń przyniesie pogorszenie koniunktury w handlu. Inaczej niż w grudniu, przez cały miesiąc zamknięta była większość sklepów w galeriach handlowych. Do tego na początku roku wynikom handlu nie sprzyjał układ kalendarza: styczeń br. liczył o dwa dni robocze mniej niż rok wcześniej. Przeciętnie jednak ekonomiści spodziewali się nieco płytszego tąpnięcia sprzedaży, o 4,5 proc. rok do roku.
Nawet po oczyszczeniu danych z wpływu czynników o charakterze sezonowym, sprzedaż detaliczna (w cenach stałych) była w styczniu o 1,4 proc. mniejsza niż w grudniu, gdy z kolei wzrosła o 2,4 proc. w stosunku do listopada.
Styczniowe restrykcje szczególnie mocno uderzyły w sklepy odzieżowe i obuwnicze. Sprzedaż w tych kategoriach zmalała (w cenach stałych) o 40,8 proc. rok do roku, po zniżce o 10,9 proc. w grudniu. Utrzymał się natomiast dynamiczny wzrost sprzedaży mebli oraz sprzętu RTV i AGD. W styczniu wyniósł 7,1 proc. rok do roku, po 3,5 proc. w grudniu.
Popyt na dobra trwałego użytku, takie jak meble oraz sprzęt elektroniczny, uchodzi za barometr nastrojów konsumentów. Styczniowe wyniki sprzedaży tych towarów sugerują, że załamanie sprzedaży detalicznej ogółem było spowodowane głównie restrykcjami, a nie np. pogorszeniem sytuacji dochodowej gospodarstw domowych.