Od początku stycznia WIG20 spadł już o 5,5 proc., a w czwartek wyznaczył nowy tegoroczny dołek. Warszawa pozostaje w tyle za innymi światowymi giełdami – indeks MSCI World jest na 3-proc. plusie. Problemy widać też na rynku walutowym – złoty słabł w czwartek zarówno do euro, jak i do dolara. Za euro inwestorzy płacili już 4,64 zł, co oznacza pułap podobny jak jesienią ub.r., kiedy złoty był najtańszy od lat.
Taki jest efekt m.in. postępującej pandemii. W czwartek rząd ogłosił kolejne obostrzenia, które mają potrwać dwa tygodnie i dotkną głównie handlu. To ryzyko dalszego wyhamowania gospodarki.
Analitycy wskazują też, że największe spółki z GPW nie mają przed sobą tak dobrych perspektyw jak firmy z parkietów zachodnich. Nie dostrzegają zbyt wielu szans na szybkie odbicie indeksu. – Spadki mogą być kontynuowane, bo na razie nie ma czynnika, który dałby impuls do zwyżek. Mógłby to być np. znaczny napływ kapitału od inwestorów indywidualnych. Oczywiście ten kapitał płynie, ale w znacznie mniejszym tempie niż do bezpiecznych obligacji czy funduszy rynku pieniężnego. Skłonność do ryzyka Polaków nadal jest zbyt niska – ocenia Daniel Kostecki, analityk firmy Conotoxia.
Sobiesław Kozłowski z Noble Securities zwraca uwagę na analizę techniczną: kluczowy był poziom 1888 pkt i jego przebicie (co stało się w czwartek