PKB w II kwartale był aż o 10,9 proc. wyższy niż rok wcześniej, czyli w szczycie pandemicznego kryzysu (wówczas PKB zanurkował o 8,3 proc.) – wynika ze wstępnego szacunku GUS.
Oznacza to, że nasza gospodarka odrobiła już pandemiczne straty, a PKB – jak oceniają ekonomiści – jest o 0,5 pkt proc. wyższe niż przed wybuchem pandemii. To spore osiągnięcie, bo choć wiadomo było, że w II kwartale tego roku tempo wzrostu gospodarczego będzie rekordowo wysokie praktycznie we wszystkich krajach, to jednak nie wszędzie udało się wrócić do poziomów sprzed kryzysu. Wśród członków UE tej sztuki dokonały tylko Szwecja i kraje bałtyckie.
Niepokojąca inflacja
Perspektywy dla gospodarki też wydają się trwałe, bo – jak można szacować – znakomicie rodzi sobie konsumpcyjny silnik wzrostu, a w II kwartale odpalił też już prawdopodobnie silnik inwestycyjny. I jeśli kolejna fala zachorowań nie będzie oznaczać silnych restrykcji i ograniczeń, to zdaniem ekonomistów wzrost PKB w całym 2021 r. może przekroczyć 5 proc.
Niepokojące jest jednak to, że rosnącemu PKB towarzyszy silna presja na wzrost cen. Jak potwierdził GUS w piątkowym komunikacie, roczna inflacja w lipcu wyniosła 5 proc. i był to poziom najwyższy od 10 lat. W porównaniu z lipcem ceny wzrosły praktycznie we wszystkich kategoriach, wyjątkiem są odzież i obuwie, gdzie mamy spadek o 0,6 proc., a dynamika cen poszczególnych towarów i usług może przyprawić konsumentów o ból głowy. Przykładowo paliwa są droższe o 30 proc. niż rok wcześniej, mięso drobiowe – o 22,6 proc., wywóz śmieci o ponad 23 proc., meble i energia elektryczna – o ponad 9 proc., zorganizowana turystyka zagraniczna – o 10,7 proc., a w polskich hotelach i restauracjach trzeba płacić o 6,1 proc. więcej.