Dwa tygodnie temu GUS wstępnie oszacował, że wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI), główna miara inflacji w Polsce, wzrósł w listopadzie o 7,7 proc. rok do roku, po zwyżce o 6,8 proc. w październiku i 5,9 proc. we wrześniu. To była spora niespodzianka, bo ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że CPI wzrósł o 7,4 proc. rok do roku.
W środę GUS opublikował pełniejsze dane dotyczące procesów cenowych w Polsce. Jak się okazało, CPI wzrósł w listopadzie o 7,8 proc. rok do roku i o 1 proc. w stosunku do października.
Choć najwyższa od grudnia 2000 r. inflacja jest zjawiskiem niepokojącym, w środowych danych są pewne uspokajające szczegóły. Coraz szybszy wzrost CPI powodują ceny towarów, które w listopadzie podskoczyły o 8,1 proc. rok do roku, po 6,8 proc. w październiku. Jeszcze na początku roku towary konsumpcyjne drożały w tempie zaledwie 1 proc. rocznie, podczas gdy wzrost cen usług przekraczał 7 proc. rocznie. W listopadzie usługi podrożały o 6,6 proc., po 6,8 proc. w październiku i 6,6 proc. w poprzednich dwóch miesiącach.
Stabilizacja dynamiki cen usług oznacza, że to ceny towarów odpowiadają za ostatnie przyspieszenie inflacji. Wśród nich pierwsze skrzypce grają zaś paliwa do prywatnych środków transportu, które podrożały w listopadzie o 36,6 proc. rok do roku po 33,9 proc. miesiąc wcześniej. Do wzrostu cen towarów w coraz większym stopniu przyczynia się też żywność, która (wraz z napojami bezalkoholowymi) podrożała o 6,4 proc. rok do roku, po 5 proc. w październiku.
Tzw. inflacja bazowa, nie obejmująca cen energii i żywności, a przez to ściślej związana z koniunkturą w polskiej gospodarce niż inflacja ogółem, przyspiesza wolniej. W listopadzie wyniosła prawdopodobnie (oficjalne dane opublikuje w czwartek NBP) 4,7 proc. rok do roku, po 4,5 proc. w październiku. To wynik zgodny z przeciętnymi szacunkami ekonomistów ankietowanych przez „Parkiet", które były formułowane przy założeniu, że inflacja ogółem wyniosła 7,4 proc.