Wspomniał pan o średniorocznej inflacji. W ujęciu za dany miesiąc... przebija ona dwucyfrowy poziom?
Gdyby obecna sytuacja się utrzymała, czyli gdyby rząd utrzymywał zastosowaną tarczę inflacyjną, to byłaby szansa, że inflacja nie dojdzie do 10 proc. Pewnie zatrzymałaby się w okolicach 9 proc., może nieco wyżej, na przełomie II i III kwartału. Myślę, że jest szansa, iż rząd nie będzie siedział z założonymi rękami, i jest nadzieja, by najwyższy miesięczny wzrost cen w jakiś sposób ściąć. Premier Morawiecki mówił nawet, że w razie potrzeby pakiet inflacyjny zostanie przedłużony. Pojawił się też temat negocjacji z Unią Europejską w sprawie obniżenia VAT na żywność. Oczywiście jest też druga strona, czyli chociażby mocny wzrost cen gazu. Jeśli wkomponujemy to w model ekonomiczny, to szczyt inflacji wcale nie wypadnie w grudniu, ale pojawi się na przełomie II i III kwartału. Procesy inflacyjne też są bardzo silne. Niewiadomych jest naprawdę dużo.
Co pan ma na myśli?
Pod uwagę trzeba brać różne scenariusze. Niewykluczone, że ceny gazu w ciągu roku z jakichś powodów zostaną obniżone. Mogłoby się okazać, że strategia obniżek VAT mogłaby się spiąć czasowo z obniżkami cen gazu i energii i to pozwoliłoby uniknąć wzrostu cen, kiedy VAT i akcyza znowu poszłyby do góry. Miejmy więc nadzieję, że nie będziemy mieli dwucyfrowej inflacji, chociaż to też będzie zależne od pandemii. Głównym źródłem szoku podażowego są bowiem zakłócenia w łańcuchu dostaw. Skorelowany popyt na całym świecie zderza się z ograniczoną podażą i w przyszłym roku możemy mieć powtórkę z rozrywki, jeżeli omikron faktycznie spowoduje, że pojawią się zaostrzone restrykcje, zakłócenia dostaw. Mówiąc krótko: niepewność jest duża.
Skoro mowa o inflacji, to trzeba poruszyć temat RPP. Nie za późno zaczęły się podwyżki stóp procentowych?
Chyba nie warto już na ten temat dyskutować. Bank centralny, nie tylko w Polsce, miał duży problem z sytuacją gospodarczą. Impuls cenowy, który teraz widzimy, płynie z zakłóceń po stronie podażowej. One mają dwojakie działania. Podnoszą oczywiście ceny, ale z drugiej strony uderzają też we wzrost gospodarczy. To oczywiście też wyzwanie dla banków centralnych. Oczywiście, w ciągu roku one dokonały zwrotu w swojej polityce. Dotyczy to głównie instytucji w krajach, gdzie straty pandemiczne we wzroście gospodarczym były najmniejsze i gdzie najszybciej osiągnięto przedpandemiczny poziom PKB i nawet go przekroczono. Do tego grona należy Polska. Wydaje mi się, że już po danych o PKB za I kwartał 2021 r. było widać, że gospodarka dobrze sobie radzi nawet w warunkach zaostrzonych ograniczeń sanitarnych. Można było więc przypuszczać, że sytuacja rozwija się korzystnie od strony wzrostu gospodarczego, i być może nie trzeba było się aż tak martwić o tę sferę. To jednak było bardzo trudne. Ważne jest to, co się będzie działo teraz.