We wtorek Rada Polityki Pieniężnej, której prezes NBP przewodniczy, podwyższyła główną stopę procentową z 1,75 do 2,25 proc. Uczestnicy rynku finansowego spodziewają się, że za kilka miesięcy dojdzie ona do 4 proc. Na środowej konferencji prasowej prezes NBP sugerował, że takie oczekiwania mogą być nadmierne, a zaostrzanie polityki pieniężnej może się zakończyć już za miesiąc.
Stopy blisko granicy
Profesor Glapiński podkreślił, tak jak w poprzednich miesiącach, że zaostrzając politykę pieniężną, RPP musi też brać pod uwagę kondycję polskiej gospodarki. Nie może walczyć z inflacją za wszelką cenę, nie zważając na to, jakie są konsekwencje podwyżek stóp procentowych. – Nie jesteśmy skłonni (za obniżenie inflacji – red.) zapłacić ceny wysokiego bezrobocia. Podobnie postępują banki centralne na całym świecie – tłumaczył.
W ocenie prezesa NBP bezpiecznym poziomem stopy referencyjnej jest 3 proc. – Biorąc pod uwagę dzisiejszą sytuację, namawiałbym RPP do jeszcze jednej podwyżki tej stopy o 0,50 pkt proc. – powiedział. Zaznaczył jednak, że ta ocena może się zmieniać w zależności od koniunktury. Gdyby okazało się, że gospodarka gwałtownie hamuje, to nawet taka podwyżka nie byłaby wskazana. I odwrotnie, w warunkach dobrej koniunktury uzasadnione mogą być jeszcze większe podwyżki kosztu kredytu.
Według prognoz analityków z NBP w 2022 r. inflacja wyniesie średnio 7,6 proc. rocznie. NBP ma za zadanie utrzymywać ją na poziomie 2,5 proc., tolerując przejściowe odchylenia od tego celu o 1 pkt proc. w każdą stronę. Glapiński tłumaczył, że obniżanie inflacji za wszelką cenę byłoby błędem, bo w dużej mierze jest ona spowodowana czynnikami, które nie są zależne od kondycji polskiej gospodarki i kształtu polityki pieniężnej. – Ceny energii elektrycznej będą rosły przez kilkadziesiąt lat, bo taka jest polityka UE – powiedział.