W przypadku WIG20 cofnięcie o 1,26 procent było prostym zniesieniem wzrostu z sesji poniedziałkowej, która skończyła się zwyżką koszyka blue chipów o 1,16 procent. Jednak to nie spadek, a wielkość obrotu pozwala lepiej ocenić przebieg notowań. Do finałowych minut rozdania licznik WIG20 pokazywał ledwie 830 mln złotych, by na końcowym fixingu - w kontekście porządkowania portfeli przez graczy instytucjonalnych - skoczyć do 1,14 mld złotych. W połączeniu z poniedziałkowym obrotem na poziomie 980 mln złotych daje to średnią z dwóch sesji zbliżoną do 1,06 mld złotych, co oznacza spadek aktywności rynku o około 13 procent wobec średniej z pięciu sesji poprzedniego tygodnia.
Spadek obrotu wskazuje, iż finał kwietnia w Warszawie został zdominowany przez okołoświąteczne wyciszenie i dwa dni bez sesji, które nie pozwolą rynkowi reagować na naprawdę ważne wydarzenia na giełdach bazowych, a zwłaszcza publikowane w piątek dane z rynku pracy w USA.
Niezależnie, sesja wtorkowa kończyła kwiecień, w którym indeks WIG20 zyskał 1,82 procent i przedłużył wzrostową serię na trzeci miesiąc z rzędu. Dzięki kwietniowej zwyżce wzrost w perspektywie year-to-date został powiększony do 5,7 procent, ale bilansem miesiąca jest też podkreślenie zawieszenia rynku w rejonie 2500 pkt., który pozostaje poza zasięgiem popytu od lutego. W efekcie czekanie na przesilenie w rejonie 2500 pkt. przenosi się na maj, który – niestety – był dla rynku warszawskich blue chipów historycznie początkiem gorszego okresu maj-październik.
Słabość rynku w tym czasie koreluje z analogiczną postawą giełd amerykańskich, gdzie powiedzenie „Sell in May” ma swoje uzasadnienie w relatywnie słabszym zachowaniu indeksu S&P500 od maja do października.
Sumując, wzrostowy kwiecień można uznać za część konsolidacji w rejonie 2500 pkt., który jawi się jako bariera trudna do pokonania w miesiącu zwykle rozpoczynającym śródroczne korekty.