W środę indeks WIG20 spadł poniżej poziomu 1900 pkt. To był wyraźny sygnał dotyczący tego, kto na naszym rynku rozdaje obecnie karty. Jeśli nawet ktoś jeszcze myślał, że to jedynie chwilowa słabość, to czwartkowa sesja mogła go skutecznie wyleczyć z takiego przekonania.
Co prawda jeszcze pierwsza część notowań nie wyglądała jakoś dramatycznie. WIG20 początkowo nawet był na plusie, a później bronił się przed mocniejszym cofnięcie. Ostatnie dni też jednak pokazały, że to druga część sesji jest prawdziwym testem rynkowych sił. Nie inaczej było i tym razem. W drugiej połowie dnia kolor czerwony znów mocniej zaczął świecić na GPW. Nie pomogły nam nawet nieśmiałe wzrosty na rynku amerykańskim po rozpoczęciu notowań, ani też fakt, że w czwartek dużo spokojniejsze nastroje panowały też na innych europejskich rynkach. Nasz parkiet po raz kolejny był w gronie najsłabszych rynków Starego Kontynentu. Wiara w to, że zejście indeksu WIG20 poniżej 1900 pkt będzie jedynie epizodem okazała się być błędem. Na razie trzeba się pogodzić z tym, że jest to nasza nowa rynkowa rzeczywistość. Indeks stracił ostatecznie 0,75 proc.
Czwartkowa sesja miała swoich antybohaterów. W grupie tej w pierwszym rzędzie ustawiła się firma Pepco. Jej papiery potaniały aż o blisko 21 proc. Tak duża przecena w przypadku spółki wchodzącej w skład WIG20 jest rzadkością i trudno wobec tego wydarzenia przejść obojętnie. Nie pomagają jej spadające wyniki, obniżenie prognoz i roszady kadrowe. Wykres oddaje zresztą więcej niż tysiąc słów.