Po wczorajszym rozczarowującym finiszu na Wall Street (mimo wcześniejszych zwyżek tamtejsze indeksy skończyły sesję na zero) dzisiejsze notowania w Europie Zachodniej zaczęły się pod kreską. Spadki nie były jednak znaczące i popyt, który rządził na rynkach przez cztery ostatnie sesje, powoli zaczął przejmować pałeczkę. Straty zostały odrobione, a przed 16.00 wskaźnik Europe Stoxx 600 zyskiwał już około 0,5 proc.
Dla rynków korzystne mogły być sygnały z europejskich banków centralnych - EBC i Banku Anglii - które nie zmieniły stóp i opóźniają wycofanie wsparcia dla systemów finansowych. Choć z drugiej strony przyczyny, dla których to robią - problemy z krajowymi budżetami i groźba ponownego spowolnienia gospodarek - powodem do entuzjazmu na pewno nie są.
W sprawie Grecji istotna była dziś wiadomość z Niemiec, że kanclerz Merkel nie zamierza jutro rozmawiać o udzieleniu Grekom pomocy przez jej gabinet. Rynki się tym jednak nie przejęły.
Po południu przyszła kolej na dane makro z amerykańskiej gospodarki.Pierwsze, dotyczące wydajności pracy, się praktycznie nie liczyły, bodotyczyły IV kwartału, czyli już dość odległej przeszłości. W drugiej porcji dane o zamówieniach w fabrykach okazały się minimalnie lepsze od prognoz, jednak te dotyczące umów sprzedaży domów - znacznie gorsze.
Zamiast wzrosnąć, liczba podpisanych umów zmalała w styczniu aż o 7,6 proc. w porównaniu z grudniem, co wskazuje na dalszą słabość rynku nieruchomości. Wpisał się ten raport w informacje z wczorajszej Beżowej Księgi, z której wynika, że sytuacja w całej gospodarce USA nie była na początku roku zbyt dobra.