Już w środę indeksy w USA odrobiły większość strat, a dzień później indeksy głównych giełd w Europie ustanawiały już nowe szczyty.
Obecna dywergencja pomiędzy WIG20 a np. indeksem DAX przypomina to, co działo się na rynkach w kwietniu. Wtedy WIG20 zaczął spadać już po ustanowieniu szczytu 14 kwietnia, gdy tymczasem DAX walczył na wysokich - niepokonanych przez następne pół roku - poziomach aż do 26 kwietnia. Ponieważ ostatni szczyt WIG20 wypadł 13 października, to powtórzenie się scenariusza z kwietnia dawałoby początek nowej fali spadków gdzieś w przyszłym tygodniu. W takim ujęciu wczorajsze odbicie można traktować jako prawe ramię kształtującej się od początku miesiąca formacji głowy z ramionami.
Próby wyznaczania ewentualnego celu korekty różnymi metodami dają dla WIG20 generalnie wartości w okolicach 2500. Idealnym terminem dołka korekty jest oczywiście sezonowe minimum rynku akcji wypadające pomiędzy Wszystkimi Świętymi a Świętem Niepodległości (patrz dołek z 3 listopada ub.r.).
W najogólniejszym ujęciu nasz rynek powinien do marca przyszłego roku znajdować się w trendzie bocznym w strefie 2500-2800 pkt. Minima tego przedziału powinny być testowane w pierwszej połowie listopada oraz w marcu, górne ograniczenie mogłoby zostać osiągnięte w styczniu 2011 r.
Oczywiście przyczyną przyspieszenia spadków we wtorek była decyzja chińskich władz finansowych o pierwszej od 21 grudnia 2008 r. podwyżce stóp procentowych. W poprzednim cyklu chiński bank centralny rozpoczął serię podwyżek stóp 29 października 2004 roku. W tamtym cyklu zaostrzającym politykę pieniężną od połowy 2004 roku bankom centralnym nie udało się "zatłuc" bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości aż do 2007 roku, kiedy urosła do takich rozmiarów, że jej późniejsze pęknięcie wywołało na świecie najpoważniejszy od pokolenia kryzys. Ciekawe, po jakim czasie okaże się skuteczna próba ograniczenia spekulacji na rynku nieruchomości w Chinach rozpoczęta w styczniu tego roku podwyżką stopy rezerw obowiązkowych dla banków?