Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce pod koniec sierpnia. Szkody, jakie poczyniła w obrazie naszego rynku, nie są duże, można wręcz powiedzieć, że ich nie ma. Spadek WIG zatrzymał się w środę na wsparciu w postaci październikowego dołka. Utrzymał się jednocześnie sygnał sprzedaży na dziennym MACD, który w tym roku już trzykrotnie trafnie zapowiadał trwalsze pogorszenie nastrojów. Do tego, by ta zapowiedź i tym razem się sprawdziła, potrzeba jednak zejścia WIG poniżej 45,2 tys. pkt. To otwierałoby drogę do testowania bariery 44,1 tys. pkt. Globalny rynek akcji zatrzymał się przy górnej granicy kanału zwyżkowego, jaki można wykreślić od dołka z początków lipca. Stanowi wciąż kluczową barierę.

W ostatnich dniach najbardziej zwracała uwagę utrata siły relatywnej względem rynków rozwiniętych przez giełdy z emerging markets. Działo się tak mimo trwającego znacznego napływu kapitałów do funduszy lokujących w akcje z rynków wschodzących. Można tu wręcz mówić o odwróceniu panującej od pięciu miesięcy tendencji. W naszych warunkach daje się to przełożyć na relatywną słabość WIG względem DAX. Wykres siły relatywnej znalazł się najniżej od połowy sierpnia.

Trudno to odczytywać inaczej niż jako oznakę większej ostrożności inwestorów. Na razie przybiera ona łagodną formę, ale w kolejnym etapie może już dotyczyć bezwzględnych ruchów rynków. Tak czy inaczej, wygląda na to, że jeśli zajmować długie pozycje, to raczej na rynkach rozwiniętych, a krótkie - na wschodzących. Niepokojąco wyglądają pozytywne dywergencje na dziennych MACD, jakie utworzyły się na wykresach rentowności amerykańskich 10-latek czy koszyka złożonego z euro i dolara względem złotego. Zapowiadają one większe ruchy w górę dochodowości obligacji w Ameryce, jak walut w relacji do złotego.

Charakterystyczne jest też zacieranie się różnicy w rentowności amerykańskich i niemieckich 10-latek. Wynosi już mniej niż 0,1 pkt proc. podczas gdy wiosną było to 0,9 pkt proc., a pod koniec sierpnia prawie 0,5 pkt proc. To czynnik, który tłumaczy siłę euro w ostatnim czasie i może wspierać dalszy wzrost wspólnej waluty. A to oznaczałoby kłopoty dla europejskiej gospodarki, której być albo nie być zależy obecnie od kondycji Niemiec, a ta z kolei poprawiła się głównie dzięki skokowi eksportu.

Niepokojąca pozostaje słabość kursów sektora finansowego w USA. To zjawisko przybrało na sile od wiosny tego roku. W przeszłości okresy względnej słabości nie były generalnie korzystne dla rynków akcji. Niewykluczone, że inwestorzy zaczynają przywiązywać wagę do negatywnego wpływu niskich stóp procentowych na marże banków, które są istotne w takich czasach jak obecne, gdy trudno zwiększać przychody, a potencjał poprawy zysków związany z niższymi odpisami na złe długi staje się ograniczony.