Inwestorzy najwyraźniej nie przejmują się pogarszającym otoczeniem makroekonomicznym (zeszłotygodniowe odczyty wskaźników koniunktury w gospodarkach europejskich sygnalizują spadek tempa ich rozwoju) i dalej z zapałem kupują akcje.
Takie wrażenie można odnieść patrząc na zachowanie się rynków kapitałowych w poniedziałek. Na większości parkietów naszego kontynentu, zamiast spodziewanej korekty, panują wzrosty. Ich kulminacja miała miejsce w godzinę po otwarciu notowań. Potem przez parkiety europejskie przeszła lekka korekta, po której indeksom udało się jednak przejść ponownie na zieloną stronę.
Nagłe tąpnięcie potwierdza jednak, że atmosfera na parkietach nie jest już tak sielankowa jak w zeszłym tygodniu i przybywa graczy, którzy śledzą notowania z palcem na klawiaturze gotowych do zamykania pozycji, żeby chronić zyski.
Na tym tle warszawska giełda prezentuje się nienajgorzej. Wzrosty z pierwszej części notowań nie były przerwane korektą. Indeks WIG20 osiągnął przejściowo poziom 2897 pkt. co oznaczało prawie 0,7-proc. wzrost i nowy rekord intraday obecnej hossy. WIG zyskiwał 0,5 proc. i znalazł się na wysokości 49753 pkt. Zmianom towarzyszą spore obroty. Zbliżają się do 600 mln zł.
Obecnie (godz. 13.30) oba indeksy na poziomach o kilka punktów niższych od dziennych maksimów. Podejmowały już kilkakrotne próby sforsowanie tej bariery. Jak na razie bezskutecznie. To oznacza, że bez wsparcia nowego, świeżego kapitału lub nowych bodźców zewnętrznych (wydarzenia makroekonomiczne lub polityczne) naszej giełdzie może być ciężko kontynuować poranne wzrosty. Kontrakty na indeksy giełdy nowojorskiej zyskują co prawda na wartości ale zmiany są symboliczne i równie łatwo początek sesji za oceanem może zacząć się pod kreską.