Wtorkowe wzrosty indeksów w Warszawie mocno rozbudziły apetyty rodzimych graczy na kontynuowanie hossy i bicie jej kolejnych rekordów. Do nabywania papierów w środę zachęcała też bardzo dobra wcześniejsza sesja za oceanem gdzie indeks S&P wspiął się na najwyższy poziom od czerwca 2008 r.
Tymczasem nasz parkiet, zamiast otworzyć się na solidnych plusach zaczął dzień od mikrowzrostu by już po kilku minutach spaść pod kreskę. Podobnie, tzn. od niewielkich zwyżek, rozpoczęły też dzień parkiety zachodnioeuropejskie, które jednak zamiast przejść na czerwoną stronę w następnych godzinach raźno ruszyły w górę. Optymistycznych nastrojów na giełdach naszego kontynentu nie popsuły nieco gorsze od zakładanych danych o lutowej dynamice zamówień w przemyśle w strefie euro. Wskaźnik wzrósł o 0,9 proc. w porównaniu ze styczniem podczas gdy specjaliści spodziewali się 1-proc. zmiany. Inwestorzy potraktowali jednak tę informacje jak potwierdzenie, że gospodarka strefy euro wciąż się rozwija, nie przywiązując większej wagi do tempa tego rozwoju. Przez większą część dnia, aż do zamknięcia, indeksy giełd w Paryżu i Frankfurcie zyskiwały 0,7-0,9 proc. O godz. 17.30 pierwszy z nich zyskiwał 0,63 proc. a drugi 0,55 proc. Słabiej zachowywał się rynek w Londynie, gdzie wzrosty były symboliczne.
Na tym tle „dokonania” naszego rynku prezentowały się gorzej niż słabo. Co prawda w południe rynek podjął próbę odbicia ale okazała się nieudana. Pretekstem do kupowania akcji były znacznie lepsze od oczekiwanych, dane o marcowej sprzedaży detalicznej. Była o 9,4 proc. wyższa niż rok wcześniej. Analitycy prognozowali, że powiększy się o 7,7 proc. Pozytywny wydźwięk tej informacji został jednak zniwelowany przez dane o marcowym bezrobociu, które wynosiło 13,1 proc. Było co prawda nieco niższe niż miesiąc wcześniej ale większe niż rok wcześniej.
Koniec sesji na GPW niepodzielnie należał do sprzedających. Wyprzedaży akcji nie zapobiegł nawet neutralny początek sesji za oceanem. Warto zwrócić uwagę, że podobnie zachowywało się też kilka innych parkietów z naszej części Europy, m.in. parkiet budapesztański. Tamtejsza giełda przez większą część dnia zyskiwała na wartości by po południu gwałtownie zanurkować pod kreskę. Na koniec dnia, dzięki większym zleceniom kupna na fixingu, WIG stracił „tylko” 0,35 proc. i zatrzymał się na wysokości 50024 pkt. WIG 20 zanurkował o 0,33 proc. do 2917 pkt.
Obroty wyniosły 920 mln zł czyli były o 29 proc. wyższe niż dzień wcześniej. Ciekawym zjawiskiem jest, że aż 35 proc. z nich wypracowały spółki spoza WIG 20. Zazwyczaj wskaźnik ten nie przekracza kilkunastu procent. Można to tłumaczyć, że za wyprzedaż odpowiadają rodzimi gracze, których uwaga koncentruje się na mniejszych podmiotach.