Stany Zjednoczone jeszcze w swej liczącej prawie ćwierć tysiąca lat historii nie bankrutowały, ale dla obecnej sytuacji znaleźć można nie tak odległy w czasie precedens. Otóż w 1995 roku – podobnie jak w 2011 roku poprzedzającym rok wyborów prezydenckich w USA, w którym o reelekcję ubiegał się prezydent z Partii Demokratycznej – doszło w USA do ostrego sporu między administracją a Kongresem.
Spór koncentrował się wokół kształtu budżetu. Republikanie jak zwykle chcieli obniżać podatki i wydatki rządu, a demokraci tradycyjnie zwiększać zarówno wydatki i podatki. Do porozumienia nie doszło i w efekcie w nowy rok fiskalny rząd USA wszedł 1 października 1995 bez budżetu. Pieniądze skończyły się dopiero 14 listopada i do 19 listopada rząd zaprzestał finansowania znaczącej części swoich operacji.
Sytuacja powtórzyła się między 16 grudnia 1995 r. a 6 stycznia 1996 r. Ówczesna sytuacja również obejmowała groźby szefa republikańskiej większości w Izbie Reprezentantów na temat braku zgody na podniesienie limitu zadłużenia.
A jednak nie słyszeliśmy, by rząd USA zbankrutował w 1995 roku. Popularność urzędującego prezydenta spadła w trakcie kryzysu, ale po jego rozwiązaniu wzrosła do nowych maksimów, a rok później Clinton wygrał wybory i został wybrany na drugą kadencję. Jeśli popatrzymy na zachowanie Wall Street w tamtym okresie, to na wykresach indeksów giełdowych nie zauważymy żadnego śladu owego kryzysu (trochę jak obecnie, bo choć w środę ceny akcji w USA mocno spadły, to jeszcze w poprzedni piątek Nasdaq 100 notował 10-letnie maksimum).
Inaczej było w przypadku WIG20, który w listopadzie 1995 r. znajdował się w obrębie korekty spadkowej już od 2 miesięcy (trochę tak jak obecnie), by pomiędzy 13 listopada a 22 grudnia zanurkować w dół jeszcze raz do 8-miesięcznego minimum (w obecnych realiach 8-miesięczne minimum WIG20 to 2600 pkt).