Wyraźnie widać, że snucie analogii z wydarzeniami sprzed roku staje się coraz trudniejsze. O ile uwarunkowania były wtedy zbliżone do obecnych (spowolnienie rozwoju gospodarczego oraz rozgrywający się kryzys finansów publicznych na Zachodzie), to konsekwencje zdają się teraz przybierać znacznie poważniejszą formę. Chodzi zarówno o globalny charakter, jak i siłę tych zjawisk.
Jednocześnie znacznie poważniejszy wydaje się sam rozwój wydarzeń od strony psychologicznej. Obserwujemy stopniowe narastanie kryzysu zaufania wśród inwestorów. Co rusz pojawiają się nadzieje na to, że problemy ostatecznie uda się rozwiązać i za chwilę okazuje się to myśleniem na wyrost. Tak było z planem ratunkowym dla Grecji, który ostatecznie został potraktowany przez agencje ratingowe za potwierdzenie bankructwa tego kraju. Do tego nie uchronił przed rozprzestrzenieniem się problemów na inne państwa. Tak jest ze sprawą głosowania nad zwiększeniem limitu zadłużenia w USA. Sprawa miała być szybko rozwiązana, tymczasem przeciąga się i do tego istnieje ryzyko, że rozstrzygnięcie będzie uwarunkowane znaczącymi cięciami budżetowymi. Co więcej, pojawia się przekonanie o zagrożeniu amerykańskiego ratingu nawet w sytuacji, gdy limit zadłużenia zostanie zwiększony. Patrząc chłodno na tę kwestię widać, że żadne rozwiązanie nie jest korzystne. Brak porozumienia w USA nasili niepewność na rynkach, zgoda okupiona cięciami wydatków budżetowych będzie negatywnie wpływać na koniunkturę gospodarczą.
Przypisywanie rozstrzygnięciom w sprawie długów publicznych kluczowego znaczenia dla koniunktury giełdowej wydaje się obecnie jednym z większych błędów. Trzeba mieć świadomość, że temat finansów publicznych powrócił nie dlatego, że któreś państwo miało problem z obsługą zadłużenia, ale dlatego, iż osłabienie wzrostu gospodarczego stanowi zagrożenie dla obciążonych wysokimi kosztami finansowymi budżetów. Stąd zażegnanie obecnych kłopotów z finansami publicznymi trzeba traktować nie jako receptę na spowalniający wzrost gospodarczy. Oznacza jedynie, że nie pojawi się dodatkowy negatywny czynnik, który w krótkim terminie znacząco powiększałby problemy.
WIG kończył tydzień poniżej 12-miesięcznej średniej, ale widać, że jej przekroczenie wywołało „chęć" walki o powrót ponad ten poziom. Jego znaczenie wynika z faktu, że ta średnia powstrzymała ruch zniżkowy w lipcu 2010 r. Jeśli teraz nie powstrzymała spadku, oznacza to, że rynek jest słaby. W tej sytuacji testowanie linii trendu łączącej dołki z lutego i lipca 2010 r. wydaje się nieuniknione.