Tym rozgrywkom w Waszyngtonie cały czas towarzyszyły spadki indeksów. Gdy mimo niedoskonałości kompromisu Republikanów z Demokratami groźba niewypłacalności USA została oddalona, to uczestników rynku zaatakowały marne i zupełnie złe raporty makroekonomiczne. W poniedziałek nastroje inwestorów pogorszyły dane o słabnięciu koniunktury w światowym przemyśle, który był motorem ożywienia po niedawnej recesji, a we wtorek dodatkowo wszystkich zasmucili amerykańscy konsumenci. Ich wydatki generują 70 proc. produktu krajowego brutto Stanów Zjednoczonych. Jeśli zatem spadają, jak to stało się w czerwcu, trudno sobie wyobrazić wzrost PKB. A ewentualna recesja w największej gospodarce nie może być obojętna dla reszty świata.

W rezultacie indeks szerokiego europejskiego rynku Stoxx 600 spadł do poziomu najniższego od początku października ub. r., a Standard & Poor's 500 zniżkował siódmy kolejny dzień, co jest jego najdłuższym okresem spadkowym od października 2008 r., czyli po bankructwie Lehman Brothers.

Do spadków indeksów po obu stronach Oceanu Atlantyckiego przyczyniły się też raporty kwartalne kilku spółek z wynikami gorszymi od spodziewanych. Największy spadek, o 67 proc., odnotowały akcje duńskiej firmy jubilerskiej Pandora. Jej zysk operacyjny w drugim kwartale był o 28 proc. mniejszy od prognozowanego, a  w lipcu sprzedaż spadła o 30 proc.