Sielanka trwała, dopóki nie obudzili się Amerykanie. Gdy po notowaniach kontraktów terminowych dostrzeżono, że nie ma szans, by amerykańskie giełdy otworzyły się na plusie, indeksy zaczęły szybko zmierzać na południe. Po otwarciu na Wall Street, gdzie na dzień dobry giełdy straciły po około 2 proc., spadki w Europie Zachodniej przyspieszyły. Na niektórych rynkach, m.in. w Mediolanie, przekroczyły 5 proc., a?na innych były niewiele mniejsze.
Na koniec sesji giełdy w Paryżu, Frankfurcie i Madrycie straciły od 5,1 proc. do 5,5 proc. Stratę 3 proc. zanotował londyński FTSE-100. Na koniec sesji wskaźniki nowojorskie straciły po około 4,5 proc.
Powód przeceny jest wciąż ten sam – obawy, że strefa euro nie poradzi sobie z rozprzestrzeniającym się kryzysem zadłużenia, oraz że światową gospodarkę czeka ostre spowolnienie, jeśli nie recesja.
Najwięcej traciły wczoraj banki. Rekordzistą był francuski Societe Generale, którego papiery taniały w ciągu dnia nawet o 23 proc. Inni francuscy kredytodawcy też mocno tracili, a powodem były nasilające się spekulacje, że ze względu na wysokie zadłużenie Francja może być kolejnym krajem w kolejce do odebrania mu ratingu AAA. Na Wall Street papiery Bank of America i Citigroup straciły po ponad 9 proc.
Na większości rynków akcje spółek są już najtańsze co najmniej od jesieni, a na niektórych nawet od dwóch lat. Niemiecki DAX zbliżył się już do 5500 pkt, poziomu z początku zeszłego roku, a francuski CAC 40 do 3000 pkt, na którym to pułapie był ostatnio w lipcu 2009 r.