Sierpniowa zniżka z jej dynamiką, przebiciem 200-sesyjnej średniej oraz dużymi umorzeniami w funduszach przypominała załamanie rynku w styczniu 2008 r. Natomiast gwałtowne spadki, jakich doświadczyły rynki surowców w minionym tygodniu, nasuwają jednoznaczne porównanie z połową  2008 r. Trzy lata temu, w lipcu, rozpoczął się silny trend umocnienia dolara, któremu towarzyszyło rozpoczęcie bardzo dynamicznego spadku cen ropy naftowej, miedzi, a nawet metali szlachetnych. Indeksy reprezentujące rynki, które opierały się bessie, korzystając z hossy na surowcach, takie jak Brazylia i Rosja, w ciągu następnych czterech miesięcy straciły od 50 do 75 proc. wartości. Mając w pamięci tamte wydarzenia, ostatnie zachowanie cen miedzi, srebra i złota na tle umacniającego się dolara może wywołać większy niepokój o dalszą koniunkturę niż sierpniowy spadek cen akcji. Wiele zależy od tego, w jaki sposób rynek surowcowy będzie zachowywał się w kolejnych tygodniach, czy pokaże utraconą przed chwilą siłę. Jeżeli czarny scenariusz z drugiej połowy 2008 roku ma się powtórzyć, ceny surowców powinny runąć.

Dla przykładu kurs akcji KGHM spadł od lipca do października 2008 roku ze 100 do 20 zł w reakcji na spadek cen miedzi liczonych w złotych o ponad 50 proc., i to do poziomu poniżej kosztów produkcji. Natomiast obecna przecena miedzi była w znacznej mierze zniwelowana osłabieniem złotego, w rezultacie dzisiejszy kurs miedzi wyrażony w krajowej walucie jest tylko o 5 proc. niższy niż średnioroczny poziom z prognozy zarządu dla tej spółki i o 100 proc. wyższy niż koszty wydobycia. Dlatego z ogłoszeniem końca dobrej koniunktury dla sektora surowcowego byłbym ostrożny. W scenariuszu krachu, który w dalszym ciągu obstawiam, ostatnie spadki cen ropy, miedzi, a nawet złota stanowią jedynie próbę postraszenia inwestorów wizją załamania z 2008 r. Zresztą patrząc na relatywnie silne zachowanie się głównych indeksów w USA, które w ubiegłym tygodniu nie zdołały przebić się przez sierpniowe dołki, można dojść do wniosku, że to straszenie udało się tylko we wschodniej Europie. Biorąc pod uwagę wersję krachu, czyli szybkiego spadku i długiego odrabiania poniesionych strat, ostatnie spadki mogłyby kończyć już całą tę zawieruchę. Możliwe jednak, że podobieństwa do 2008 roku, jakie można było dostrzec, nie są przypadkowe. Przed trzema laty wystąpił jeszcze jeden element, bankructwo Lehman Brothers, którego tegorocznym odpowiednikiem może być bankructwo Grecji. Jeżeli styczeń 2008 odpowiadał sierpniowi bieżącego roku, a lipiec 2008 końcówce września, to październikowe załamanie akcji w 2008 r. może być odwzorowane za kilka tygodni spadkiem rynków po upadku Grecji. Nie sądzę, żeby był to istotny spadek.