Niestety, rzeczywistość okazała się brutalna. Zamiast kilkunastoprocentowego wzrostu mamy podobnej skali, ale spadki. Euro po 4,5 zł i dolara po 3,5 zł. Zamiast powrotu na ścieżkę stabilnego wzrostu globalnej gospodarki obawy przed kolejnym rokiem. A wszystko to za sprawą zmiany nastrojów inwestorów, którą spowodowały lęki o przyszłość strefy euro. Ktoś powiedziałby – wreszcie, bo państwa Zachodu tak dłużej nie mogą funkcjonować. Nie mogą zadłużać się w nieskończoność. Nie mogą naginać danych, by prezentować się lepiej niż w rzeczywistości.
W nowy rok wchodzimy zatem z dużymi obawami, co nas czeka. Rozpad strefy euro? Armagedon – jak wieszczą niektórzy znani ekonomiści? Druga odsłona kryzysu, który zaczął się w 2008 r.? Czy też zwykły kryzys, taki, jakich było wiele na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci? My nie jesteśmy zwolennikami scenariusza katastroficznego. Wierzymy, że europejscy politycy zachowają się racjonalnie i w końcu podejmą działania antykryzysowe. Mamy nadzieję, że nie skończy się wielką europejską kłótnią, oskarżaniem się, szukaniem winnych i w końcu rozpadem. Takiego scenariusza nikt by sobie nie życzył. No może z wyjątkiem kilku „hedgowników" i niektórych polityków, którzy chętnie dorwaliby się do władzy, wykorzystując ogólne zamieszanie.
Szkopuł w tym, że europejscy przywódcy sprawiają cały czas wrażenie „nieprzypartych do muru". Wprawdzie szczyt goni szczyt. Wygłaszane są różnego rodzaju zapewnienia. Szykowane są kolejne armaty, bazuki itp. Padają propozycje quasi-reform, rozwleczonych w czasie, niewiele zmieniających kondycję finansową państw. Ale to wszystko na niewiele się zdaje. Czy zatem najpierw rynki finansowe będą musiały przymusić polityków do działania? Obawiamy się, że niestety tak. Gdyby sytuacja na rynkach pogorszyła się w najbliższych miesiącach, zakładamy (może trochę optymistycznie), że w końcu przeprowadzone zostaną konkretne działania antykryzysowe. Między innymi polegające na przejęciu pałeczki w walce z kryzysem przez EBC. Ale czy doczekamy się strukturalnych reform? Amerykanie się nie doczekali. Odsunęli tylko swoje problemy w czasie. I na pewno nie załatwią ich w roku wyborczym.
Wracając do ostatnich wydarzeń na GPW – znowu spadliśmy w okolice tegorocznych dołków. Zaważyły na tym głównie notowania KGHM. Podatek od wydobycia nie spodobał się inwestorom. I nie ma się co dziwić. Wycena spółki spadła o ponad 10 mld zł. Inne spółki zachowały się nieco lepiej. Pozytywne jest to, że ponownie znaleźliśmy się w strefie wyprzedania. Może zatem chociaż jakiś mały pozytywny akcent na koniec nieudanego giełdowego roku?