To było potwierdzenie, gdyż parę dni temu miała miejsce publikacja wstępnych wartości tych wskaźników, gdzie zaskoczenie niskim poziomem było autentyczne.

Wiadomość dnia to raport o stanie rynku pracy w USA. Oczekiwano, że dane wykażą wzrost liczby etatów w sektorze pozarolniczym o ok. 150 tys. Byłoby to w przybliżeniu zgodne z tym, co pokazał w czwartek raport ADP. Tymczasem okazało się, że sektor pozarolniczy zdołał wygenerować jedynie połowę zakładanej ilości etatów. To niespodzianka, gdyż spodziewano się uspokojenia wokół danych z rynku pracy, a nie ponownego zamieszania. Jeszcze niedawno dane te budziły konsternację ze względu na przesunięcie czynników sezonowości względem faktycznych zmian w ilości etatów. Teraz miało to zniknąć, a więc teoretycznie dane miały być zbliżone do oczekiwań. Nie były, a reakcją na to był spadek wartości cen akcji oraz wzrost wartości obligacji amerykańskich i niemieckich. W przypadku niemieckich dwulatek przez chwilę rentowność była ujemna, osiągając wartość -0,012 proc. To oznacza, że posiadacze obligacji godzą się dopłacić, by je mieć, co tylko potwierdza skalę emocji i chęci ucieczki kapitału w kierunku aktywów uznanych za bezpieczne. Rentowność 10-letnich obligacji amerykańskich spadła poniżej 1,50 proc.

Słabe dane z rynku pracy są czynnikiem, który ma przesądzać o konieczności ponownego działania ze strony Fed. Są jednak tacy, którzy podważają sens takiego działania, skoro długoterminowe stopy procentowe są i tak na rekordowo niskim poziomie. Debata zapewne będzie na ten temat trwała jeszcze jakiś czas.

Z punktu widzenia analizy technicznej wczorajsze wahania cen niczego nie zmieniły. Trend spadkowy obowiązuje, a sygnałem jego zatrzymania będzie dopiero pokonanie poziomu 2100 pkt.