Dużą niewiadomą było, jak w praktyce przełoży się załamanie wrześniowych danych makroekonomicznych w Polsce na wyniki spółek. Dotyczyło to zwłaszcza banków, w których dochodził dodatkowo problem odpisów na sektor budowlany. Generalnie, do tej pory wyniki okazują się całkiem niezłe. Brak było spektakularnych strat zaskakujących rynek. Także spółki detaliczne pokazały przyzwoite wyniki. To nieco uspokoiło rynek akcji i może dać mu trochę oddechu, jeśli chodzi o czynniki lokalne. W przypadku banków zwracają uwagę wysokie zyski dzięki spadkowi rentowności obligacji, które będą trudne do powtórzenia w przyszłym roku. Wydaje się mało realne, aby polskie obligacje długoterminowe zbliżyły się pod względem rentowności do obligacji niemieckich.
Jeśli chodzi o czynniki globalne, to najważniejszym dla wielu uczestników rynku stał się „fiscal cliff", czyli groźba gwałtownego zwiększenia restrykcyjności polityki fiskalnej w USA wskutek wygaśnięcia szeregu ulg i konieczności zmniejszenia deficytu budżetowego pod presją rosnącego zadłużenia. Ten czynnik może rzutować do końca roku na koniunkturę, jednak jego wpływ może być mniej spektakularny, niż mogłoby się wydawać. Obecnie na rynki najsilniej działają wydarzenia jednoznaczne, o jasnym krótkoterminowym rezultacie. Przykładem był limit zadłużenia w USA. Decyzja jasna: podnieść lub nie jeden parametr – wartość limitu i pozornie klarowne bezpośrednie konsekwencje: możliwość dalszego zadłużania lub techniczna niewypłacalność. W przypadku „fiscal cliff" sytuacja będzie mniej przejrzysta: to szereg różnych uregulowań, które będą podlegały negocjacjom i, poza scenariuszami skrajnymi, trudno będzie o jednoznaczny punkt zaczepienia. Rezultat będzie wymagał poważnej analizy, jeśli chodzi o konsekwencje dla gospodarki. Nawet „dyżurny" pesymista prof. Roubini wskazuje, że teoretyczna maksymalna kwota „fiscal cliff" jest przesadzona: będzie znacząco zmniejszona przez polityków.
Ze względu na krótkoterminową perspektywę inwestycyjną dużo mniejszym zainteresowaniem niż „fiscal cliff", cieszą się wśród krajowych inwestorów negocjacje w sprawie budżetu UE. A ich konsekwencje dla Polski mogą być dużo poważniejsze dla perspektyw wzrostu PKB. Już w drugiej połowie przyszłego roku efekt negocjacji może mieć wpływ na kondycję sektora budowlanego czy banków w kontekście perspektyw dużych projektów inwestycyjnych w Polsce w kolejnych latach.