W okresie dziesięciu sesji kończącym się w poprzedni czwartek wzrost względnej siły WIG wobec S&P 500 wyniósł 7 proc. i był największy – w takim horyzoncie czasowym – od 2009 roku. Wartość względnej siły WIG do S&P 500 wzrosła tym samym do najwyższego poziomu od jesieni 2011 r., przy czym start do tego wzrostu rozpoczął się już wiosną z poziomów wcześniej obserwowanych w dołku poprzedniej bessy z początku 2009 r.
Poprzednie podobne 10-sesyjne fale umocnienia WIG względem S&P 500 kulminujące 21 czerwca, 2 lutego i 3 października 2001 układały się w klasycznym rytmie cyklu 20-tygodniowego. Można było odnieść wrażenie, że inwestorzy uciekający z giełd amerykańskich przed groźbą spadnięcia po 1 stycznia gospodarki USA z „fiskalnego urwiska" szukali na świecie miejsc relatywnie mało powiązanych z gospodarką USA i za takie właśnie miejsce uznali Polskę. Na krótką metę sytuacja S&P 500 przypomina tę z końca maja. Ta analogia sugerowałaby jeszcze jedno zejście indeksu w dół w końcówce listopada, a potem początek rajdu św. Mikołaja, który mógłby kulminować na początku stycznia. Taki scenariusz byłby zgodny z typowym zachowaniem Wall Street po takich jak tegoroczna dużych wyprzedażach akcji na powyborczych sesjach, ale nie jest jasne, czy ten scenariusz jest odporny na ewentualną perspektywę braku zdolności polityków w USA do osiągnięcia porozumienia łagodzącego skalę zaostrzenia polityki fiskalnej.
Ponieważ podstawowy cykl produkcyjno-handlowy (cykl Kitchina) w gospodarce trwa średnio 40 miesięcy, to kupując akcje 20 miesięcy po szczycie poprzedniej hossy zwykle trafialibyśmy w przeszłości na dobre lub idealne momenty na zakup akcji (grudzień 1992, listopad 1995, październik 1998, listopad 2001, grudzień 2005 i marzec 2008). Jeśli pominąć ekstremalne zyski z takiej transakcji z grudnia 1992 r., to projekcja wartości WIG uzyskana z uśredniania ścieżek indeksu po pięciu pozostałych datach rośnie o +85 proc. w ciągu niecałych dwóch lat. 20 miesięcy od szczytu poprzedniej hossy wypada 7 grudnia tego roku...