W rezultacie, w reakcji na dobre dane z USA, które zwiększają prawdopodobieństwo takiego scenariusza, dolar amerykański zyskiwał ostatnio na wartości, a nie tracił, co byłoby typowe w okresie klarownej przyszłości polityki monetarnej i niezachwianego przekonania inwestorów, że skup aktywów będzie długo kontynuowany. Zależność ta, istotna z punktu widzenia notowań surowców, jest szczególnie wyraźna w przypadku metali szlachetnych – rozrastanie się sum bilansowych banków centralnych było kluczowym czynnikiem stojącym za wzrostem ich wartości. Obecnie cena uncji złota porusza się w przedziale wahań ponad 200-dzienną średnią ruchomą, a przebieg notowań przypomina sytuację z 2006 r. Wtedy ceny kruszcu po osiągnięciu maksimów w maju poruszały się w trendzie bocznym, z którego wybicie w górę nastąpiło dopiero po 16 miesiącach. Dokładnie tyle samo czasu mija właśnie od ustanowienia historycznych szczytów na poziomie 1921 dolarów za uncję. Nadzieje na kolejną falę wzrostową daje też analiza Ichimoku. W ostatniej dekadzie jedynie raz (w 2008 r.) nie nastąpiło silne odbicie, gdy złoto zbliżyło się do linii Kijun-Sen obliczanej dla interwału miesięcznego, a tak właśnie stało się na początku miesiąca. Warunkiem koniecznym do rozpoczęcia kolejnej fali wzrostowej jest jednak podtrzymanie przez FOMC łagodnego tonu na posiedzeniu 30 stycznia.