Okładka najnowszego tygodnika „The Economist", przedstawiająca wyspę znikającą w morskich odmętach, nie pozostawia wątpliwości, że los Cypru został przesądzony. Biorąc pod uwagę niewielką wagę gospodarczą tego państwa w całej strefie euro było to poświęcenie, na które europejscy politycy mogli sobie pozwolić. I do poniedziałkowego południa wyglądało na to, że poza Cypryjczykami i bogatszymi Rosjanami, rynki finansowe szybko przestaną zajmować się tym tematem. Na to wskazywało zachowanie się głównych giełd światowych, które w oczekiwaniu na rozstrzygniecie stanęły w miejscu, nieco poniżej ustanowionych niedawno szczytów. Innym świadectwem tego, że sprawa Cypru nie wywarła większego wrażenia na globalnych graczach był wybór okładki dla amerykańskiego wydania „The Economist", gdzie uznano, że chińska ekspansja w handlu internetowym może mieć większe znaczenie dla świata, niż zlikwidowanie głównego raju podatkowego Europy.
Niestety jedna wypowiedź holenderskiego ministra finansów zmieniła wszystko. Amerykańskie indeksy pnące się ku nowym szczytom zostały brutalnie zawrócone w połowie dnia przez słowa, które można było zinterpretować, jako zapowiedź wprowadzenia cypryjskiego scenariusza także w innych krajach strefy euro. Takie stanowisko stało w sprzeczności z dotychczasowym przekazem eurokratów, twierdzących, że Cypr jest szczególnym przypadkiem, a ECB będzie bronić stabilności systemu finansowego strefy euro. Słowa szefa eurogrupy zostały, co prawda zdementowane, ale ziarno niepewności zostało zasiane. Wszystko to przypomina wydarzenia z wiosny 2010 i 2012 roku oraz połowy 2011, kiedy to po okresie względnego spokoju, chaotyczne działania polityków względem krajów PIIGS wywoływały gwałtowną reakcję na rynkach. Zakładając dość nerwową konsolidację w pierwszych trzech kwartałach tego roku, nie spodziewałem się, że po raz czwarty z rzędu głównym tematem będzie europejski kryzys. Siła jego oddziaływania powinna być mniejsza niż wcześniej. Nadal tak uważam, nie traktując sprawy Cypru, jako odpowiednika upadku Lehman Brothers. Nie sądzę również, żebyśmy mieli doświadczyć takiej przeceny jak w trzech poprzednich latach. Dla polskich indeksów oznacza to możliwość odreagowania, jeśli tylko zachodni inwestorzy przestaną nas kojarzyć z Grecją i Cyprem, z którymi dzierżyliśmy miano „zielonych wysp" Europy na początku 2009 r.