Na rynkach wschodzących zniwelowane zostało już 2/3 zwyżki z analogicznego okresu. Wciąż jeszcze więc optymiści mogą zakładać, że mamy do czynienia jedynie z odbiciem od silnego oporu, jaki dla światowego rynku akcji stanowi majowa górka. Z tego punktu widzenia można przyjąć, że każdy spadek na świecie nieprzekraczający 2 proc., czyli nieprowadzący do przełamania 61,8-proc. zniesienia trwającego od ostatnich dni czerwca do połowy sierpnia wzrostu, nie ma znaczenia z punktu widzenia średniookresowej koniunktury. Pokonanie natomiast takiej bariery zwiększałoby znacząco ryzyko trwałego odwrócenia korzystnego trendu dominującego od jesieni 2011 r.
Kluczowe w kontekście takich rozważań jest postrzeganie przez inwestorów wpływu ograniczenia skupu aktywów w Stanach Zjednoczonych na rynki i gospodarki. Trudno podawać w wątpliwość, że w pierwszych miesiącach tego roku stymulacja monetarna w USA i Japonii istotnie przyczyniała się do wzrostu notowań akcji, nieproporcjonalnie dużego do perspektyw poprawy zysków w tym roku, ale i w I połowie 2014 r. Naturalne jest więc mocniejsze odreagowanie w sytuacji, kiedy kierunek działań władz monetarnych zaczyna się zmieniać. Tym bardziej że zauważalny zaczyna być też negatywny wpływ na amerykańską gospodarkę perspektywy zmniejszenia skupu aktywów i będącej tego następstwem zwyżki dochodowości obligacji przekładającej się na rosnące koszty kredytów. Odczuwa to rynek pierwotny mieszkań, na którym doszło do osłabienia tempa nowych inwestycji, mamy też mniejsze zainteresowaniem kupnem domów. Negatywne tendencje nie są na tyle silne, by mówić o zagrożeniu recesją, ale przy utrzymującej się słabości globalnego wzrostu są wystarczające, by wywołać rozczarowanie inwestorów niewielką skalą pozytywnych zjawisk gospodarczych.
Drugi, kolejny tydzień zagraniczne fundusze lokujące w Polsce traciły środki, co utwierdza w przekonaniu, że okres wyjątkowej siły polskiej giełdy na tle rynków światowych dobiega końca. Argumentem za tym jest również wyczerpywanie się potencjału zwyżkowego rynku towarów. Indeks CRB dotarł do głównej linii trendu malejącego, jaki dominuje od blisko roku. Zniżka surowców powinna być wspierana przez umacnianie się dolara, a oba te elementy niekorzystnie oddziaływać będą na postrzeganie wszystkich rynków wschodzących. W ich przypadku trzeba spodziewać się dopełnienia spadkowej sekwencji przynajmniej do dołka z jesieni 2011 r. To daje jeszcze kilkanaście procent potencjału spadkowego.
Przekładając taki scenariusz na polską giełdę dawałoby to WIG w okolicach 42 tys. pkt w perspektywie kolejnych tygodni i tworzyłoby kolejną okazję do kupna akcji.