Zapewne krótkotrwałym, ale za to dynamicznym. Odbiciem, które nie tylko może doprowadzić do testu wrześniowych maksimów na wykresie indeksu S&P500, ale nawet może prowadzić do wyznaczenia nowych szczytów.
Indeks S&P500 spada już od ponad dwóch tygodni. Ostatnie dwa spadkowe epizody na Wall Street trwały odpowiednio 5 i 3,5 tygodnia. Gdyby to one miały stanowić punkt odniesienia do prognozowania przyszłości, to najwcześniej spadki zakończą się pod koniec przyszłego tygodnia. W drugiej, nieco bardziej pesymistycznej wersji, będzie to połowa czwartego tygodnia października.
Ta pierwsza opcja wydaje się bardziej prawdopodobna. Głównie dlatego, że bazuje ona na założeniu, że do 17 października, który to jest datą graniczną z punktu widzenia podwyższenia ustawowego limitu zadłużenia USA, amerykański Kongres osiągnie w tej sprawie kompromis. Założenie o podwyższeniu limitu długu zawiera w sobie jednocześnie inne twierdzenie. Mianowicie mówiące o tym, że jednocześnie uda się do tego czasu rozwiązać obecny kryzys budżetowy, który od 1 października wyłączył dużą grupę instytucji federalnych. Wydaje się bowiem, że dwutygodniowy okres wyłączenia jest na tyle długi, żeby politycy ulegli naciskom opinii publicznej i uzgodnili budżet na nowy rok fiskalny.
W sytuacji kiedy giełdy spadały, obawiając się o konsekwencje kryzysu budżetowego i niepodwyższenie limitu długu, załatwienie obu tych problemów powinno spowodować bardzo mocne wzrosty na giełdach. Szczególnie że pamięć o niedawnych przecież rekordach indeksów wciąż będzie żywa. Popyt na akcje spółek dodatkowo będzie wspierał fakt, że obecny kryzys w Stanach Zjednoczonych najpewniej odłoży przynajmniej do grudnia (jeżeli nie dalej) temat ograniczenia wartości skupowanych obligacji przez Rezerwę Federalną.
Gdyby moje oczekiwania odnośnie do zdolności republikanów i demokratów do kompromisu w sprawie budżetu i limitu długu okazały się nietrafione, to w zanadrzu znajduje się jeszcze jeden as, który doskonale wpisuje się w lansowaną powyżej tezę o bliskim końcu spadków. Mianowicie limit długu, żeby uniknąć selektywnej niewypłacalności USA, samodzielnie może podwyższyć prezydent Barack Obama (podobno to możliwe). Reakcja rynków na taki krok powinna być równie optymistyczna, jakby zrobił to sam Kongres.