Być może obecne uaktywnienie się agresywnego popytu to zapowiedź przejścia z do tej pory raczej ślimaczącej się hossy do jej bardziej dynamicznej fazy. Taki przebieg miała na przykład hossa po kryzysie rosyjskim (przynajmniej geograficznie z punktu widzenia naszego rynku jego lustrzanym odpowiednikiem był kryzys strefy euro), która w okresie pierwszego roku była niezbyt dynamiczna (w dołku z października 1999 r. WIG zyskiwał jedynie 35 proc.), a później, gdy wszyscy już zaczęli myśleć o następnej bessie związanej z oczekiwanym zaostrzeniem polityki pieniężnej w USA, WIG zyskał od października 1999 r. do marca 2000 r. 61 proc. Na razie WIG wzrósł w ciągu roku od dołka z czerwca 2012 r. do dołka z czerwca 2013 r. o raptem 19 proc., więc być może teraz pora na kończący hossę dynamiczny ruch w górę w kierunku poziomu szczytu z 2007 r. Taki w każdym razie scenariusz już dawno podpowiadała „zasada zmienności", która sugerowała, że skoro poprzednia hossa zaczęła się od półrocznego ruchu w górę o prawie 100 proc., po którym przyszło wyraźne wyhamowanie tempa wzrostu, to obecna hossa powinna mieć dokładnie odwrotny przebieg.
Pretekstem dla obecnych zwyżek stały się przede wszystkim pogłoski o możliwości wprowadzenia przez partie polityczne w USA krótkoterminowego przedłużenia możliwości zaciągania przez rząd tego kraju długów, co dałoby czas na wypracowanie bardziej trwałego kompromisu. Być może swój udział miała też nominacja Janet Yellen, postrzeganej jako „gołębica" w zakresie polityki pieniężnej. Zgodnie z zasadą głoszącą, że „rynek wspina się po ścianie strachu", można sobie wyobrazić, że gdy hossa na Wall Street będzie się kończyć, będzie się wydawać, że wszelkie spory pomiędzy republikanami i demokratami zostaną rozwiązane, a nowa szefowa Fedu ogłosi, że o żadnym ograniczaniu QE nie ma mowy.
Na krótką metę obecny ruch WIG czy WIG20 przypomina wyjście w górę z luką z „wyspy odwrotu", do którego doszło na sesji 10 września, czy też analogiczną białą świecę z końca maja, która powstała przy przełamywaniu tak jak teraz spadkowej linii wachlarza. Obecny wzrost, który nastąpił w miesiąc po dołku z początku września, gdy rząd po raz drugi postraszył zaborem oszczędności zgromadzonych w OFE, jest również kopią podobnego ruchu, który się rozpoczął 26 lipca, a więc w miesiąc po dołku z końca czerwca, gdy rząd straszył zaborem po raz pierwszy. Te trzy analogie pozwalają na dosyć precyzyjne wyobrażenie sobie możliwości stojących przed rynkiem w najbliższym czasie i łącznie sugerują, że po przyszłotygodniowym ruchu powrotnym do przełamanego oporu, wzrost cen akcji będzie kontynuowany, a kulminować powinien w ostatnim tygodniu października. Wtedy powinna się rozpocząć bardziej gwałtowna korekta, która powinna sprowadzić indeks do sezonowego dołka w listopadzie.