Dzisiaj jednak tego nie doświadczyliśmy, a sesja po raz kolejny przypomniała, że dawniej obowiązujące sezonowe wzorce w obecnym środowisku nie do końca obowiązują.

Od dwóch lat nie możemy się doczekać udanego grudnia, ale jeszcze w minionym roku utrzymana została tradycja dobrego otwarcia nowego kalendarzowego roku. W funduszach wraz z przesunięciem kartki w kalendarzu odnawiane są limity inwestycyjne, a to w połączeniu z osławionym efektem stycznia często prowadzi do udanej pierwszej sesji nowego roku. Tak przynajmniej podpowiada nam historia, która jednak już od pewnego czasu nie do końca się potwierdza i tak było również dzisiaj.

Jedynie otwarcie dzisiejszej sesji przebiegało po optymistycznej stronie, ale szybko zostało zweryfikowane przez serię mniej pomyślnych danych publikowanych w strefie euro. Choć dla całego Eurolandu przemysłowy indeks PMI pokazał progres z 50,1 pkt. poprzednio do 50,6 pkt. obecnie, to generalnie dominowało rozczarowanie, nie tylko wynikające z tego, że wstępny odczyt był wyższy z poziomem 50,8 pkt. Otóż jedynie dla Niemiec ostateczne wskazanie wpisało się idealnie we wstępny odczyt na wysokości 51,2 pkt. W przypadku Francji zniżka do 4-miesięcznego minimum na poziomie 47,5 pkt. była większa od wstępnych wskazań na wysokości 47,9 pkt. Słabo wypadły też Włochy z 19-miesięcznym minimum i spadkiem indeksu z 49 pkt. do 48,4 pkt. Gorzej od prognoz wypadła również Hiszpania, gdzie spodziewane zwyżki nie zmaterializowały się i indeks zniżkował z 54,7 pkt. do 53,8 pkt. Wszystko to popsuło poranną niezłą atmosferę, na którą wpływ miały także słowa Mario Draghiego, który w wywiadzie udzielonym wpływowej niemieckiej gazecie Handelsblatt po raz kolejny brzmiał gołębio i sugerował potrzebę uruchomienia programu QE z początkiem tego roku. Wpływ na to ma większe ryzyko niewypełnienia mandatu banku centralnego niż miało to miejsce jeszcze pół roku temu. Rynki akcyjne nie kwapiły się z pozytywną reakcją, która widoczna była na rynku długu poprzez spadek rentowności 5-letnich obligacji Niemiec poniżej 0%, a 10-letnich poniżej 0,5%. Słaba była również waluta wspólnotowa.

Po południu miały się liczyć dane z USA, które jednak nie poprawiły atmosfery. Zarówno ostateczny wskaźnik PMI dla amerykańskiego przemysłu jak i starszy oraz bardziej wiarygodny indeks ISM wskazywały na spowolnienie koniunktury w sektorze do odpowiednio najniższego poziomu od początku 2014 roku oraz od poprzedniego lata. Dane choć wskazujące wciąż relatywnie wysokie i zadowalające poziomy, sugerowały jednak, że USA kompletnie odporne na zawirowania światowe nie będą. Zmusiło to inwestorów do kolejnej reakcji, która ostatecznie doprowadziła do spadkowego zamknięcia, które od głównego indeksu WIG20 odjęło 0,3%. Wszystko to działo się jednak przy niewielkich i wciąż świątecznych obrotach w kwocie 270 mln zł. Na prawdziwy handel trzeba jeszcze trochę poczekać, gdyż przyszły tydzień z uwagi na święto Trzech Króli też będzie skrócony. O fajerwerki może być jednak trudno, gdyż skoro ich dzisiaj nie było, to i później nie będzie o nie łatwo. Łukasz Bugaj, CFA