Tymczasem niemiecki DAX agresywnie ustanawiał ostatnio historyczne rekordy. Oczywiście jednym z bezpośrednich impulsów okazała się zapowiedź europejskiego QE. Warto też jednak zwrócić uwagę na czynniki, które już teraz realnie oddziałują na rynki akcji po obu stronach oceanu. Jednym z nich jest umocnienie dolara względem euro (które swoją drogą nastąpiło na skutek oczekiwań na QE z jednej strony i na podwyżki stóp w USA z drugiej). To czynnik negatywny dla amerykańskiego eksportu i pozytywny dla europejskiego.
Na tym nie koniec. O ile np. niemiecka gospodarka korzysta na drastycznie obniżonych cenach ropy naftowej, o tyle w przypadku USA wpływ jest niejednoznaczny – to nie tylko korzyści, ale też cios w przemysł łupkowy. Te różnice znajdują konkretne odzwierciedlenie w prognozach zysków spółek giełdowych. W przypadku S&P 500 mamy do czynienia z największym od sześciu lat regresem. Główna przyczyna to właśnie problemy sektora naftowego, choć można przypuszczać, że pewien udział mają też słabsze wyniki eksporterów. Tymczasem w Niemczech prognozowane zyski spółek są stabilne, nawet z lekką tendencją wzrostową. Wszystko to pokazuje, że ostatnia zadyszka amerykańskiego rynku akcji nie oznacza końca hossy w skali globalnej, bo pałeczkę lidera próbuje – nie bez uzasadnienia – przejąć Europa.